W swoim miejscu pracy, oprócz roli doradcy klienta, jestem także... powiernikiem dla moich koleżanek i kolegów, czyli tzw. Forum Rep.
Do tej roli wybrała mnie, ponad dwa lata temu, moja ówczesna szefowa, choć szczerze powiem, że nie wiem dlaczego...
Owszem dużo mówię, a problemy innych stawiam ponad swoje, to wciąż jednak wolę słuchać niż być w centrum uwagi...
Po upływie roku, miałam wątpliwości, czy aby na pewno to ja powinnam pełnić tę powinność i na moją prośbę postanowiono przeprowadzić oficjalne głosowanie, by znaleźć następcę...
Znowu to ja zostałam wybrana, uzyskując 100% poparcie od swojego zespołu i w związku z powyższym nadal jestem "głosem" sklepu, reprezentując problemy jednostek lub ogółu na kwartalnych zebraniach.
To jest taki nasz, wewnętrzny związek zawodowy i często jedyna "deska ratunku", gdy pomoc rządzących nie nadchodzi... Spotkania odbywają się w kameralnym gronie trzynastu osób i co najważniejsze... w pełnym zaufaniu.
Tam właśnie uzyskujemy odpowiedzi na "przyniesione" ze sobą pytania lub dostajemy konkretne wsparcie na przyszłość, dzięki czemu wiemy, że jako pracownicy nie jesteśmy sami z problemami i skazani tylko na łaskę swoich szefów, którzy jak wiadomo, bywają różni...
Tam właśnie uzyskujemy odpowiedzi na "przyniesione" ze sobą pytania lub dostajemy konkretne wsparcie na przyszłość, dzięki czemu wiemy, że jako pracownicy nie jesteśmy sami z problemami i skazani tylko na łaskę swoich szefów, którzy jak wiadomo, bywają różni...
W zeszłym tygodniu, powiadomiono mnie, że właśnie dzisiaj, 17 października odbędzie się kolejne spotkanie...
Byłam jednak pewna, że to nie ja powinnam się tam stawić, ponieważ to, o którym wiedziałam, zostało zaplanowane dopiero na styczeń, więc mi odpuścili... aż do dzisiaj.
Około godz. 8.00 rano potwierdziło się, że zaproszenie na wizytę jest jak najbardziej dla mnie i że muszę tam iść...
Podczas takich zebrań, tak samo jak w sklepie, obowiązuje uniform i to mnie właśnie załamało, ponieważ z racji pogody, przyszłam dzisiaj do pracy... w kaloszach:)
Podczas takich zebrań, tak samo jak w sklepie, obowiązuje uniform i to mnie właśnie załamało, ponieważ z racji pogody, przyszłam dzisiaj do pracy... w kaloszach:)
Oczywiście wiadomo, że na co dzień nie pracuję w gumowcach i noszę inne buty, by łatwiej było mi pomykać między regałami, jednak dzisiejsza aura na zewnątrz, nie pozwalała mi ich wykorzystać w miejscu... bez zadaszenia, ponieważ efekt byłby ten sam, co u piłkarzy na Stadionie Narodowym w Warszawie!
Z racji mojego nieprzygotowania, błagałam więc szefa, by wysłał kogoś innego, by na tę okoliczność uznał, że jestem chora albo na wakacjach, ale nie dał się namówić:)
Jedynym rozwiązaniem jakie mi pozostało, było przebranie butów na miejscu spotkania, by uniknąć towarzyskiego skandalu:) i zasiąść do "stołu obrad" jak człowiek pracy, tej właściwej pracy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz