17 października 2012

Wyjście awaryjne


W swoim miejscu pracy, oprócz roli doradcy klienta, jestem także... powiernikiem dla moich koleżanek i kolegów, czyli tzw. Forum Rep.
Do tej roli wybrała mnie, ponad dwa lata temu, moja ówczesna szefowa, choć szczerze powiem, że nie wiem dlaczego... 
Owszem dużo mówię, a problemy innych stawiam ponad swoje, to wciąż jednak wolę słuchać niż być w centrum uwagi... 
Po upływie roku, miałam wątpliwości, czy aby na pewno to ja powinnam pełnić tę powinność i na moją prośbę postanowiono przeprowadzić oficjalne głosowanie, by znaleźć następcę... 
Znowu to ja zostałam wybrana, uzyskując 100% poparcie od swojego zespołu i w związku z powyższym nadal jestem "głosem" sklepu, reprezentując problemy jednostek lub ogółu na kwartalnych zebraniach. 
To jest taki nasz, wewnętrzny związek zawodowy i często jedyna "deska ratunku", gdy pomoc rządzących nie nadchodzi... Spotkania odbywają się w kameralnym gronie trzynastu osób i co najważniejsze... w pełnym zaufaniu. 
Tam właśnie uzyskujemy odpowiedzi na "przyniesione" ze sobą pytania lub dostajemy konkretne wsparcie na przyszłość, dzięki czemu wiemy, że jako pracownicy nie jesteśmy sami z problemami i skazani tylko na łaskę swoich szefów, którzy jak wiadomo, bywają różni...
W zeszłym tygodniu, powiadomiono mnie, że właśnie dzisiaj, 17 października odbędzie się kolejne spotkanie... 
Byłam jednak pewna, że to nie ja powinnam się tam stawić, ponieważ to, o którym wiedziałam, zostało zaplanowane dopiero na styczeń, więc mi odpuścili... aż do dzisiaj.
Około godz. 8.00 rano potwierdziło się, że zaproszenie na wizytę jest jak najbardziej dla mnie i że muszę tam iść... 
Podczas takich zebrań, tak samo jak w sklepie, obowiązuje uniform i to mnie właśnie załamało, ponieważ z racji pogody, przyszłam dzisiaj do pracy... w kaloszach:)
Oczywiście wiadomo, że na co dzień nie pracuję w gumowcach i noszę inne buty, by łatwiej było mi pomykać między regałami, jednak dzisiejsza aura na zewnątrz, nie pozwalała mi ich wykorzystać w miejscu... bez zadaszenia, ponieważ efekt byłby ten sam, co u piłkarzy na Stadionie Narodowym w Warszawie!
Z racji mojego nieprzygotowania, błagałam więc szefa, by wysłał kogoś innego, by na tę okoliczność uznał, że jestem chora albo na wakacjach, ale nie dał się namówić:)
Jedynym rozwiązaniem jakie mi pozostało, było przebranie butów na miejscu spotkania, by uniknąć towarzyskiego skandalu:) i zasiąść do "stołu obrad" jak człowiek pracy, tej właściwej pracy...






Brak komentarzy: