23 stycznia 2013

Wrogie urządzenia


Jak na humanistkę przystało, z elektroniką nigdy nie było mi po drodze, dlatego co jakiś czas wszelkie sprzęty odmawiają mi posłuszeństwa...
Tak też się właśnie stało z moim ulubionym czytnikiem, o którym już kiedyś pisałam, a który przez ponad dwa lata był mi bliskim
kompanem. Zgromadził w sobie wiele książek i towarzyszył w dłuższych i krótszych podróżach...
Chyba się zmęczył, bo bateria nie daje się już naładować, a przez to on sam nie może zaświecić :(
Próbowałam go reanimować zgodnie z fachowymi zaleceniami i choć do samego końca miałam nadzieję na powrót do żywych, to niestety
nic z tego nie będzie...


Czeka mnie więc naprawa, o ile w ogóle da się coś zrobić w tej sprawie lub kupno nowego, bo ten uparł się, że pracować nie będzie... 
Swoją drogą też bym tak chciała... nie pracować sobie! Być na emeryturze i w sile wieku cieszyć się życiem i mieć w końcu czas, by...
czytać i czytać i czytać :) 
Baaardzooo go lubiłam i uważam, że sam pomysł elektronicznego czytadła jest świetny, a on sam niezastąpiony w podróży, ale czas pokazał,
że to jednak ta papierowa książka jest niezawodna i zawsze do usług!!!
Chwała jej za to, bo naprawdę nie wiem, co bym bez tych książek zrobiła...






Brak komentarzy: