Za moim pierwszym, telefonicznym marzeniem, stałam w długiej kolejce, daleko siegającej poza budynek Ery GSM, przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi, bez nadziei na jego zakup...
W końcu jednak, wyśniony i wyczekany, zielony SIEMENS C25, z małą antenką, stał się moim telefonem na prawie trzy lata.
Był rok 1997 i jako jedna z pierwszych w rodzinie, miałam telefon komórkowy...
Z tego powodu właśnie, nie mialam do kogo dzwonić, ani pisać smsów, więc trzymałam go w domu, wciąż traktując jako przedmiot luksusowy :)
Z przyszłym mężem (który stał się później właścicielem takiego samego telefonu, tylko w wersji granatowej), nauczyliśmy się przeprowadzać szybkie konwersacje, mieszcząc się w promocyjnych, darmowych, pięciu sekundach, które oferowała wtedy Era.
Jedno z nas zadawało pytanie, a drugie, oddzwaniając, odpowiadało i tak... godzinami.
Teraz, gdy to wspominam, chce mi sie śmiać, ale ta technika rozmowy uczyła cierpliwości i nie nadwyrężała studenckiego budżetu, a sam telefon łatwo się mieścił w torebce i był bardzo elegancki w swojej prostocie.
Niestety, musiałam się z nim rozstać, ponieważ prawdopodobnie już ze starości, zamiast konkretnego tekstu, przekazywał adresatom tajemnicze symbole.
Z sentymentu jednak, zostawiłam go sobie na pamiątke i do niedawna, wzorem pierwszego telefonu, miałam w swojej kolekcji tylko małe i kobiece modele!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz