24 sierpnia 2012

Charoszyj dień

Nadszedł upragniony weekend, dłuższym o jeden, wolny dzień niż tradycyjny, ale... właśnie tradycyjnie, pogoda ma być zmienna z przewagą deszczu, zapowiadanym już na ten wieczór.
Na razie więc nie planuję żadnego pikniku na trawie, by aura nie pokrzyżowała planów, ponieważ z nią walczyć się nie da...
Od wczoraj, moja rodzina gości rodzinę z Białorusi (od strony mojego dziadka), która po długich przygotowaniach wyjazdowych i oczekiwaniach na upragnioną wizę, w końcu mogła zjawić się w Polsce...


Oni chatieli pasmatrit Polszu i prijechali maszinoj... wo wremia lietnich kanikuł :)
Jak każdy gość, oni także traktowani są i będą wyjątkowo, więc ani jadła, ani wrażeń duchowych, związanych ze zwiedzaniem miast, w których rezydują nasi, rodzinni przedstawiciele... nie zabraknie... 
Wszystko zostało szczegółowo zaplanowane i teraz, bogaty w atrakcje plan pobytu, będzie realizowany, by zapewnić gościom jak najlepsze wspomnienia!
Żal tylko, że ja nie mogę się z nimi spotkać, by przy okazji poćwiczyć trochę swój rosyjski., który umarł śmiercią naturalną... szesnaście lat temu, bo właśnie wtedy zdałam maturę i przestałam traktować go jako przedmiot obowiązkowy.
Teraz, w moim wykonaniu, choćby najkrótsza konwersacja w tym języku będzie brzmiała zabawniej niż czeski i skecze kabaretu "Paranienormalni" razem wzięte...
No cóż, może innym razem, ponieważ właśnie pojawiła się dla nas szansa na wyjazd... za Bug, na re-wizytę, więc jeszcze nie wszystko stracone... 
Do swidanja!






Brak komentarzy: