Podczas ostatniego pobytu w Łodzi trafiłam na kilka symboli, ściśle związanych z moim studenckim życiem, do których należało miedzy innymi pierwsze lokum przy Al. Kościuszki, Wydział Językoznawstwa na uniwerku, no i kino Charlie...
Właśnie w tym kinie, siedemnaście lat temu byłam na pierwszym w Łodzi seansie i mimo upływu lat, wciąż pamiętam, że był to film Larsa von Triera - "Przełamując fale":)
W ostatni czwartek, w tym samym miejscu obejrzałam film "Sugar Man", o którym dużo wcześniej słyszałam, a który przy okazji naprawdę szczerze Wam polecam...
W ostatni czwartek, w tym samym miejscu obejrzałam film "Sugar Man", o którym dużo wcześniej słyszałam, a który przy okazji naprawdę szczerze Wam polecam...
Mnie, z wiadomych powodów omijają polskie premiery, ale nie żałuję, bo dzięki temu nie muszę oglądać kultowych filmów w jakimś nowoczesnym kompleksie kinowym, tylko w dużo bardziej klimatycznej oprawie...
Podczas tego filmu czułam się trochę jak na prywatnym pokazie, ponieważ w jednej z kameralnych, a nawet bardzo kameralnych sal kina Charlie, mieszczą się tylko... trzy rzędy krzeseł na... 20 osób. Oprócz mnie były tam jeszcze tylko trzy istoty:)
Atmosfera miejsca była idealna, dlatego tym bardziej się cieszę, że udało mi się tam znowu zajrzeć, powspominać i obejrzeć ten niesamowity dokument:)
I pomyśleć, że został częściowo nakręcony telefonem komórkowym...
Czapki z głów!
I pomyśleć, że został częściowo nakręcony telefonem komórkowym...
Czapki z głów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz