31 grudnia 2012

Ostatni dzień roku...



Dziś ostatni dzień roku, czyli Sylwester.
Zwykle, na przekór tej dacie, a może jak na złość nie mam nastroju do zabawy...
Nigdy nie lubiłam Sylwestra i wielokrotnie, dużo lepiej bawiłam się podczas spontanicznych imprez w sprawdzonym gronie niż na tych, ustawionych pod kalendarz...
Na razie idę do pracy, ale na ten wieczór nie robię żadnych planów i nie zamierzam witać hucznie Nowego Roku. 
Od wielu lat spędzam go tak jak chcę, a nie tak jak wypada, dzięki czemu nie muszę się na siłę uśmiechać, gdy nie mam na to ochoty, ani też psuć komuś zabawy, gdy ten ktoś jest 
w szampańskim nastroju i... wszyscy są zadowoleni.
W związku z powyższym, na tę ostatnią noc  roku, życzę Wam dobrego towarzystwa - bez względu na to, czy planujecie ją przetańczyć, czy przesiedzieć...
Cokolwiek będzie się działo... udanego pożegnania 2012 roku!!!










30 grudnia 2012

Coś od... Szymona Majewskiego

Słowo na niedzielę (11)

"Ranek. Wspólne pyszne śniadanie. I nagle: 
Czy możesz zabrać tę teczkę, która leży na stole? Nie jestem w stanie wytrzymać tego koloru (...).
Ten kolor tak drażni dziś Panią Domu, że nie możemy zjeść uroczego śniadania (...).
Teczka urasta do rangi wybuchu wulkanu na Islandii i idącej z nim w parze katastrofy komunikacyjnej. 
Humor zepsuć może jej wszystko: nierówny układ wędlin na talerzu, zły dobór twojego T-shirtu do śniadania i wrzaskopisk dziecka
sąsiada za oknem. 
Poprawić zaś jej humoru nie może nic (...). 
Nawet gdybyś był Spidermanem i uratował jej życie, to skrytykuje twoje czerwone rajtuzy.
A w przysiędze przecież nie było tak: I biorę sobie ciebie za męża, pod warunkiem, że...
nie będziesz mnie denerwował żółtymi teczkami,
będziesz wiedział, że nie lubię halogenów,
nie będziesz majtał nogami pod stołem.

Morał: Serce, które kocha, też bije."




29 grudnia 2012

Siedem przykazań


Po leniwych i pełnych słodkości świętach można zauważyć tu i ówdzie dodatkowe kilogramy, a przynajmniej dekagramy:) które przed zbliżającym się Sylwestrem, karnawałem, a potem na wiosnę mogą zacząć nam przeszkadzać...
Tylko czekać aż w różnych magazynach kobiecych, jak grzyby po deszczu zaczną się pojawiać "diety cud", gwarantujące powrót do normalności, talię osy albo inne, jeszcze lepsze rezultaty...
Może wstyd się przyznać, ale mimo swojego wieku;) jeszcze nigdy nie byłam na żadnej diecie... Po prostu nie musiałam, bo moja waga jest wciąż taka sama od liceum:D
Może przez ten doskonały metabolizm, słowo "dieta" jest mi obce, poza tym ma negatywne nacechowanie i zawsze źle mi się kojarzyło - podobnie jak lekcje wychowania fizycznego w szkole:)
Ale wystarczy zmiana kilku nawyków, by inni też nie musieli być na diecie i zajadać samej marchewki.
Oto siedem przykazań głównych, ale łatwych i do zrobienia... 
Trzeba:
Po pierwsze: uczynić swoje życie bardziej interesującym niż jedzenie - wtedy posiłek będzie naturalną potrzebą, a nie celem samym w sobie...

Po drugie: zadbać o swój wewnętrzny spokój, ponieważ wiele osób zajada stres słodyczami, by choć na chwilę poczuć się lepiej. 
Wiadomo jednak, że problem sam się nie rozwiąże, a przez takie traktowanie, dojdzie kolejny, ten związany z jedzeniem...

Po trzecie: pamiętać o długich spacerach i jeździe na rowerze, bo ta prosta czynność zmniejsza ryzyko otyłości aż o połowę...

Po czwarte: zadbać o zdrowy sen, ponieważ zmęczenie, a co za tym idzie również zły nastrój sprawia, że częściej sięgamy po słodycze 
(patrz pkt.2)...

Po piąte: pamiętać, że spotkania domowe przy jednym cieście, a nie trzech też będą udane, bo głównie chodzi o atmosferę i wspólne przebywanie, a nie ilości jadła na stole.
Ja wiem, że Polacy to mistrzowie gościnności, z czego znani jesteśmy już na świecie, ale nie zawsze musi to powód do dumy. 
Wiadomo, że bez problemu możemy w kuchni zrobić coś z niczego i potem na skromnych, domowych imieninach u cioci, siedzieć jak przy weselnym stole. 
Wiem o tym, ale by sobie nie szkodzić tą szczerością i hojnością, to warto zmniejszać serwowane porcje. 
To dla zdrowia, więc nikt się nie obrazi... nawet ciocia.

Po szóste: zadbać, by zakupy spożywcze nie ciągnęły się godzinami i zawsze robić je z listą, według potrzeb, a nigdy na zapas...

Po siódme, ostatnie: pamiętać, by pić jak najwięcej wody i herbat ziołowych, a nie napojów gazowanych, czy nawet dietetycznych, dlatego, że te pierwsze zawierają cukier, a drugie słodziki.  
I co jeszcze ważne... jeść wszystko wolno, ponieważ jak się okazuje, szybkie jedzenie zwiększa ryzyko otyłości aż o 11%...



To tyle głównych przykazań na teraz albo na ten nowy rok, co nadchodzi powoli... 
Jak widać nie są to wyrzeczenia, których nie da się wprowadzić w życie... Prawda, że wszystkie punkty można bez problemu zastosować?
Może nie od razu tylko stopniowo, ale można, a wtedy... to już żadne "diety cud" nie będą nikomu potrzebne;)
Miłego weekendu!









28 grudnia 2012

Domowe spa


Za kilka dni Sylwester... a ja jeszcze nie wiem jakie macie plany na ten wieczór...
Może zamierzacie zaszaleć i pomalować oko w modne, papuzie kolory i natapirować włosy, a może  wręcz przeciwnie, chcecie spędzić ten czas 
w bardzo kameralnym klimacie... 
Tak, czy tak to dobry moment, by właśnie teraz zrobić coś dla siebie...
Na początek polecam peeling do ciała, który powinno się stosować chociaż raz w tygodniu... ale wiadomo, że w ciągu roku różnie z tym bywa:)
Warto o tym pamiętać, ponieważ dzięki cząstkom ścierającym, szybko pozbędziemy się zbędnej warstwy przesuszonego naskórka i na tak przygotowanym "podkładzie", zdecydowanie lepiej wchłonie się balsam, czy krem... 
A jeśli o balsamach mowa, to wiadomo, że są niezbędne w codziennej pielęgnacji, szczególnie zimą, kiedy z powodu niskiej temperatury ubieramy się cieplej, a w domach powietrze jest przesuszone grzejnikami.

Wśród wszystkich kosmetyków na naszych półkach, ważne miejsce zajmują, odpowiednio dobrane produkty to twarzy. I dobrze, ponieważ ta część ciała zawsze wymagała od nas specjalnego traktowania, nie tylko na wielkie wyjścia.
Do naszej listy zakupów musimy więc dopisać także peeling. Podobnie jak te do ciała, peelingi do twarzy, złuszczają naskórek i pozwalają lepiej działać kremom i maseczkom. 
Używamy je dwa razy w tygodniu w przypadku skóry mieszanej lub tłustej i tylko raz w tygodniu, gdy jest normalna lub sucha. 
Mężczyznom też bardzo go polecam, bo to żaden wstyd dbać o siebie. Szczególnie, że teraz i panowie mogą kupić wszystko do pielęgnacji, a nie tylko żel pod prysznic jak kiedyś - wystarczy tylko chcieć!!!
Zabiegi na twarzy to dopiero początek domowej pielęgnacji... Trzeba przecież jeszcze zająć się dłońmi, stopami i włosami, ale spokojnie... czasu jest wciąż wystarczająco, a poza tym sami dobrze wiecie, czego potrzebuje Wasze ciało i co dalej robić... 
Każdy z nas ma własne nawyki pielęgnacyjne i ulubione produkty, ale najważniejsza jest konsekwencja w działaniu, bo tylko tak zobaczymy efekty naszych starań...
Ja, póki co nie muszę pracować w weekendy, więc właśnie wtedy mam czas na takie specjalne traktowanie i swoje domowe spa:)
Ten weekend, który właśnie nadchodzi jest już ostatnim w tym roku... dlatego przy okazji, życzę wszystkim pachnących pielęgnacji i udanego Sylwestra, gdziekolwiek się wybieracie...
Skóra będzie nam wdzięczna!!!






27 grudnia 2012

i... po świętach


No cóż, wszystko, co dobre szybko się kończy... Boże Narodzenie również.
Mam nadzieję, że dla Was także był to wyjątkowy czas i spędziliście go w naprawdę świątecznej atmosferze...
Po tym błogim lenistwie nie miałam żadnej ochoty na powrót do pracy... a dziś już niestety musiałam:( 
Nie należę do tych biurowych szczęśliwców, którzy wracają do swoich firm dopiero 2 stycznia, więc pozostaje mi odliczać godziny do weekendu, by znów mieć dwa dni dla siebie.
Z moim dzisiejszym powrotem do pracy, wszystko wraca na swoje tory - moje blogowanie również z czego się bardzo cieszę :D  i mam nadzieję, że Wy też...

Mimo tych świąteczno - noworocznych wakacji, w sklepach jest tłumnie jak przed świętami, a wszystko przez to, że zaczęły się sezonowe wyprzedaże...
Zakupocholicy, czy inni potrzebujący już wczoraj ruszyli między regały w poszukiwaniu najlepszych dla siebie ofert, ponieważ 26 grudnia (Boxing Day) to na Wyspach nie tylko dzień wręczenia sobie prezentów...
Od tego dnia większość firm proponuje 50%, a nawet 75% zniżki na swoje towary, by zrobić już miejsce na nowe, wiosenne kolekcje... 
W sklepach można kupić wtedy wiele... za naprawdę niewiele:)
W zeszłym roku, o tej porze byłam w takiej grupie potrzebujących:) więc pojechałam do kilku sklepów po upatrzone wcześniej ubrania, ale ze względu na tłumy ludzi, nie było to przyjemne doświadczenie...
Poza "chęcią" przeciskania się w wąskich alejkach, trzeba mieć nerwy ze stali i... być naprawdę szybkim, by znaleźć na wieszaku swój rozmiar, zanim ktoś nas ubiegnie.
Kupiłam, co chciałam, ale była to bardzo czasochłonna i męcząca wyprawa! 
Nie chciałam znowu przez to przechodzić w tym roku... i nie żałuję, ale jeśli Wy wybieracie się wkrótce po coś upatrzonego, to życzę naprawdę udanych łowów:)









24 grudnia 2012

Pięknych Świąt!





"Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada,
lecz przez to, kim jest,

nie przez to, co ma
lecz przez to, czym dzieli się z innymi..."

Jan Paweł II


Doczekaliśmy się wreszcie Wigilii...
Na te Święta... życzę, by w najbliższych dniach nic nie okazało się ważniejsze od wspólnych chwil, spędzonych 
w rodzinnym gronie...
To wyjątkowy czas spotkań z najbliższymi, 
właśnie z najbliższymi, a nie z komputerem... dlatego z tej okazji dam Wam trochę od siebie odpocząć:) 
Wierzę, że to Boże Narodzenie będzie tym, na które czekacie i upłynie w cudownej, świątecznej atmosferze!!!
Wszystkiego dobrego i oczywiście 100% Christmas!







Do życzeń załączam moją ulubioną, góralską pastorałkę z muzyką Zbigniewa Preisnera, która zawsze wzrusza mnie do łez!
Posłuchajcie, tak... "na scynście, na zdrowie, na to Boze Narodzynie, cobyście byli zdrowi weseli jako w niebie janieli (...) 
Tak Wom Boze dej."



Pięknych Świąt!!!







23 grudnia 2012

W świątecznej kuchni...


Kurze już wymiecione, zakupy zrobione, więc krok po kroku zbliżam się do końca świątecznych przygotowań. 
Mimo odległości od rodzinnego domu, w moim obecnym, co roku przygotowuję kilka tradycyjnych dań, by poczuć tę wyjątkową atmosferę świąt...
Choinka też już ubrana, w tle grają polskie kolędy, a z kuchni powoli zaczyna pachnieć wigilijnymi potrawami.... 
Niestety, na moim stole nie będzie ich dwunastu i ponad dwudziestu osób na kolacji jak w domu moich dziadków, ale postaram się, by jutro było równie smacznie i bardzo świątecznie...
Zaplanowałam dania, które od dzieciństwa towarzyszą mi podczas świąt... i w związku z tym, symbolicznie podam zupę grzybową, makiełki - wielkopolską potrawę z makaronu, maku i bakalii, rybę smażoną, kujawskie pierogi z kapustą i grzybami, łódzką kapustę z grochem, rybę po grecku i kompot z suszu, a na deser... klasyczny sernik według przepisu mojej Chrzestnej matki i piernik mojej Babci:)
Oczywiście wszystko domowe, przeze mnie zrobione:)
Pozostaje więc teraz ubrać fartuch i dokończyć dzieła, ponieważ czasu coraz mniej, a ja jak na złość jeszcze jutro pracuję, ponieważ na Wyspach, dopiero 25 grudnia (Christmas Day) zaczyna oficjalnie święta:(

W zeszłym roku miałam okazję być na takim typowo angielskim obiedzie, na którym podano pieczonego indyka (ewentualnie może to być gęś) z warzywami - ziemniakami, brukselką i korzenną pietruszką oraz sosami do smaku (żurawinowym lub pieczeniowym). 
Czas płynie wtedy wolno i spędzany jest na rozmowach z najbliższymi aż do wieczora. 
Podczas takich świątecznych spotkań sporą rolę odgrywają pieczone kasztany (podane jako dodatek do mięsa), Christmas pudding - ciasto z ogromną ilością bakalii, polany mocnym alkoholem, podawany na deser, no i oczywiście... Christmas crackers, które obowiązkowo są częścią świątecznej dekoracji i muszą znaleźć się na stole, przy każdym nakryciu...
Christmas craker to jak na załączonym zdjęciu, opakowane w kolorowy papier tekturowe pudełko, które zawiera w środku koronę z cienkiej bibułki, drobną zabawkę, coś słodkiego  oraz karteczkę z żartem lub mottem i... towarzyszą Anglikom od 1847 roku!
Aby dowiedzieć się co jest w środku, trzeba z drugą osobą pociągnąć oba końce jednocześnie i rozerwać, co daje chyba zawsze najwięcej radości. 
Następnie włożyć koronę, co jest już mniej zabawne:) i przeczytać na głos tekst ze środka jako element gry towarzyskiej... 
Na moim firmowym spotkaniu świątecznym, poddałam się z chęcią tej anielskiej tradycji, bo byłam w swoim, dobrze znanym mi gronie, 
a że oprócz korony, miałam też w środku wąsy, to musiałam uwiecznić ten mój niecodzienny wygląd...
Łączę się z Wami świątecznie i do jutra!







22 grudnia 2012

Winter Wonderland


Co roku, w ostatni tydzień listopada, londyński Hyde Park zmienia swoje oblicze... Częściowo udostępnia swoją powierzchnię na specjalny, zimowy projekt i powstaje tam wtedy... Winter Wonderland.




Na terenie największego parku w mieście otwiera się świąteczny market, który z uwagi na swój styl, przypomina gwiazdkowe targowiska
w Niemczech.
W 150 drewnianych, tematycznych kramikach czekają na odwiedzających liczne dekoracje choinkowe, świece, a przede wszystkim słodycze...


Można też tam kupić ręcznie robioną biżuterię, ceramikę, spróbować bawarskich wędlin i serów oraz napić się grzanego wina...


Szeregowy układ tych sklepików, przypomina mi targ pod Gubałówką w Zakopanem tyle, że ten w stolicy Tatr nie jest aż tak urozmaicony
i co gorsze, oferuje coraz częściej turystom pamiątki, pochodzące z Chin, a nie rodzimego Podhala...




Londyński Winter Wonderland to przede wszystkim idealne miejsce dla najmłodszych, którym oferuje się różnego rodzaju karuzele, lodowisko pod gołym niebem, czy dom Świętego Mikołaja, którego przy okazji można odwiedzać od godz. 10 do 18:)

Co roku, przy okazji Świąt, organizatorzy liczą na wielu zwiedzających, a przede wszystkim na ludzi, korzystających ze wszystkich przygotowanych atrakcji, ponieważ część pieniędzy z biletów, zasila konto miejscowych fundacji charytatywnych.
Ten park odwiedzany jest tłumnie o każdej porze, szczególnie w weekendy, dlatego zwykle nie ma problemu z zebraniem określonej kwoty. 
W zeszłym roku było to aż... 30 000 funtów!


Pomimo braku śniegu w mieście, takie miejsca nastrajają ludzi zimowo i świątecznie, dając możliwość zrobienia komuś oryginalnego prezentu... lub kupienia czegoś dla siebie, na pamiątkę...


Tegoroczny market potrwa do 6 stycznia 2013!







21 grudnia 2012

Marzenia o śniegu...


Parafrazując świąteczny "hit" Mariah Carey - "All I want for Christmas is... you", puszczany co roku w sklepach dla wprowadzenia klientów w świąteczny nastrój, mogłabym teraz zaśpiewać inaczej, ponieważ to, czego pragnę na święta to... śnieg!!!
Na osiem lat pobytu w Londynie, doświadczyłam go tylko czterokrotnie... 
Raz pamiętam, że zaskoczył nas przed Wielkanocą, gdy szykowaliśmy koszyk do święcenia:), a innym razem całkowicie zatrzymał komunikację 
w mojej pagórkowatej okolicy i przez weekend nie mogłam pojechać po choinkę. 



Nic wtedy nie jeździło, a ci, których śnieg zastał na drodze mieli ogromne problemy z dojazdem na miejsce... ale dla mnie było pięknie!





Załączone zdjęcia są dowodem na istnienie śniegu w Londynie, ale wciąż jest on tutaj rzadkością. 
Mimo zimy, to anomalia pogodowa, która zawsze paraliżuje komunikację, choćby leżał tylko centymetrową warstwą na drodze. 
Wszystko przez opony, których się nie zmienia sezonowo, ponieważ zimy, w pełnym tego słowa znaczeniu praktycznie tu nie ma... 
No, właśnie nie ma, dlatego ja, w lutym urodzona, najbardziej nad tym ubolewam... 


Miasto, otulone białym puchem ma zupełnie inny klimat... i jak dla mnie, tak mogłoby być co roku, a nawet przez cały rok...


Przekonałam się już wielokrotnie, że pogody na Wyspach nie da się przewidzieć, więc to daje mi wciąż szansę na odrobinę śniegu w tym roku, 
szczególnie, że zima dopiero się zaczyna:)




Poza tym nadzieja zawsze umiera ostatnia...





20 grudnia 2012

"Panna zielona"... przystrojona


Mam nadzieję, że Wasze przygotowania do świąt idą pełną parą, w przeciwieństwie do moich...
Wkrótce będę się ścigała z czasem, ale to w weekend, a teraz zawiadamiam uroczyście, że mam już w domu choinkę:)
Żywą jak co roku, choć może nie jest to ekologiczne rozwiązanie, ale przecież plastik jest jeszcze gorszy... Tegoroczna "panna zielona" jest w doniczce i sięga ponad kolana. 
Jest dużo mniejsza niż w poprzednich latach, a wszystko przez sofę, która od wakacji jest nowym meblem w domu i zajęła przy okazji wolne, choinkowe miejsce, by służyć naszym gościom. No, cóż... coś za coś!
Przy okazji choinki, przypomniałam sobie piosenkę z przedszkola... 

"Stała pod śniegiem panna zielona, 
nikt prócz zająca nie kochał jej.
Nadeszły święta i przyszła do nas, pachnący gościu prosimy wejdź.
Choinko piękna jak las, 
choinko zostań wśród nas (...)"

Pamiętacie :D? Niezły hit!
To był przebój wszystkich zimowych akademii dla pięcio-, czy sześciolatków :)
Swoją drogą to ciekawe, co teraz śpiewa nowe pokolenie przedszkolaków, angielskie "Jingle Bells", czy jednak piosenki z naszego dzieciństwa?! 
Do dziś pamiętam też papierowe łańcuchy z kolorowego papieru, czy inne ozdoby, które robiłam w towarzystwie innych dzieci, by później dumnie przynieść je do domu i zawiesić na choince...
Moją obecną muszę jeszcze trochę przystroić, choć ma już trochę własnych dekoracji, więc nie będę kleiła łańcuchów na metry, tylko ograniczę się do gotowych, drewnianych zabawek. 
Będzie stała na komodzie i zdobiła pokój podczas tegorocznych świat.
Symbolicznie, ale pięknie, a ja... na pewno w wolnej chwili uwiecznię ją na zdjęciu!
A jak tam u Was? "Panna zielona" już przystrojona? 





19 grudnia 2012

Secret Santa


By umilić sobie oczekiwanie na prawdziwą Gwiazdkę, kupujemy w pracy drobne prezenty, które anonimowo - jako tzw. Secret Santa, przekażemy sobie w najbliższy poniedziałek.
Jakiś czas temu losowaliśmy karteczki z imionami, by wiedzieć kogo obdarować w tę Wigilię...
Wyciągnęłam swój los i początkowo, widząc imię Ola, myślałam, że wylosowałam samą siebie, ale że "nie jednemu psu Burek", to szybko okazało się, że chodzi o Olę z Nigerii - naszego czasowego pracownika,
a nie o mnie:) 
To właśnie dla niej mam kupić prezent w tym roku i już wiem, że to będzie wyzwanie, ponieważ w ogóle jej nie znam...
O Oli... z Nigerii wiem tylko tyle, że ma na imię Ola, ma 51 lat, choć wygląda na 25 i że chroni swoje szafy przed molami, wylewając na swoje ubrania litry naftaliny. 
Nie mam okazji poznać jej bliżej, bo ten specyficzny i bardzo mocny zapach, skutecznie trzyma nas od niej na dystans:) 
Żeby była zadowolona z prezentu, to chyba powinnam kupić jej butelkę 
z naftaliną, ale przecież nie strzela się do własnej bramki, więc pomyślałam o suszonej lawendzie. Jest łagodniejsza dla nosa, a co najważniejsze, działa odstraszająco tylko na mole, a nie również na ludzi:)
Takie praktyczne prezenty mogą się wydawać nudne, ale szczerze przyznam, że czasami to najlepsze rozwiązanie.
Tym razem jednak, nie kupię jej ani naftaliny, ani lawendy, bo nie chcę być złośliwa. To ma być w końcu świąteczny prezent, więc postaram się znaleźć coś odpowiedniego, dlatego żarty na bok... Mój czas na zakup czegoś dla nowej koleżanki naprawdę się kurczy, ale mam nadzieję, że zdążę...


                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                              

18 grudnia 2012

Ciężkie kończyny


Helena Rubinstein, o której życiu czytam teraz książkę mawiała, że "nie ma kobiet brzydkich, są tylko leniwe..." i może coś w tym jest, choć jak wiadomo piękno, czy brzydota, to kwestia gustu.
Prawdą jest fakt, że bywamy leniwe, by się upiększać, ale chyba niekoniecznie z lenistwa.
Czasem zaniedbujemy się z braku czasu, a czasem, to nie ten czas jest przeszkodą, tylko brak siły... choćby do codziennych ćwiczeń :)
Sama przyznam, że ja też nie jestem wyjątkiem i bardzo trudno mi się zebrać w sobie, by pomachać kończynami dla zdrowia... 
Szczególnie teraz, gdy jest zimno i ciemno za oknem...
Wciąż przekładam to na następny dzień, następnego na kolejny, a kolejnego na inny, wymyślając mnóstwo powodów, by wytłumaczyć się przed samą sobą... Skutecznie!
Poza tym, w tygodniu to niestety praca gra u mnie główną rolę. Chcę, czy nie chcę jestem poza domem 12 godzin, więc tak po prostu, po ludzku nie mam siły na kolejne wysiłki :)
Nie dziwię się też innym kobitkom, że nie mając czasu, by zadbać o siebie... Mają za to dużo obowiązków i w pracy i w domu, a przez to nie mają siły już stać przed lustrem i z pomocą licznego arsenału zmieniać siebie dla innych... W takim przypadku, to nie jest lenistwo, tylko zwyczajne przepracowanie... 
Ale na Nowy Rok, może uda się coś w tej sprawie postanowić i jakoś przeorganizować codzienność, by nie zapominać o sobie i się nie zaniedbywać... 







17 grudnia 2012

Powrót na Brick Lane


Tak jak sobie obiecałam... wróciłam na Brick Lane. 
Byłam tam w sobotę, by tym razem już spokojniej pospacerować i przyjrzeć się atmosferze ulicy z detalami :)



Jak zwykle urzekł mnie klimat tematycznych sklepików i tego, co oferują...



Szczególnie teraz, przed świętami wszystkie wystawy mają dodatkowy urok, skutecznie zachęcając do kupna czegoś oryginalnego na prezent... 
A naprawdę jest w czym wybierać!



Brick Lane to przecież moda i sztuka, a przede wszystkim uliczna swoboda... To idealne miejsce do wyrażania siebie przez strój, ręcznie 
robione przedmioty, czy kolorowe graffiti...









Brick Lane zwykle tętni życiem najbardziej w weekendy, ale w sumie na każdym zagospodarowanym metrze tej ulicy, można zawsze znaleźć coś ciekawego. 
Podobnie jak i w całej okolicy, ponieważ sąsiedztwo jest równie klimatyczne...




Było to naprawdę bardzo interesujące dla oczu popołudnie, a czas minął mi tak szybko, że nawet nie zauważyłam kiedy się ściemniło :) 
Trzeba było wracać do domu, 
a teraz...



Teraz... trzeba zmierzyć się z pięcioma, długimi dniami w pracy, a następnie z bardzo pracowitym weekendem... już w domu. 
Nie chce mi się nawet o tym myśleć i wszystkiego planować. 
Po cichu, liczę już na spokojne święta w tym roku, pełne relaksu i dobrych, tradycyjnych potraw, więc oby ten tydzień szybko minął, oby!