To był dla mnie pełen emocji dzień, który według wcześniejszych planów, powinien być moim ostatnim w obecnym miejscu pracy...
Powinien, ale nie był!
Wszystko się zmieniło, a tak naprawdę to... zostaje po staremu, ponieważ krótko mówiąc... nigdzie się nie wybieram!
Nie zawsze intuicja daje mi znaki, by wiedzieć, które decyzje powinnam podjąć, ale tym razem, w połączeniu z innym ważnym faktem związanym z wewnętrznym transferem, głośno do mnie przemówiła...
Nie mogłam jej nie posłuchać, bo to był krzyk, a nie szept, więc nie licząc się z konsekwencjami, na cztery dni przed planowanym rozpoczęciem, zrezygnowałam ze stanowiska na Oxford Street...
Nawet nie przypuszczałam, że z tej mojej nagłej decyzji tak bardzo będą zadowoleni szefowie i pozostali ludzie z zespołu...
Ich szczerą radość i wszystkie pozytywne emocje, które mi okazali będę pamiętała do końca... Było warto:)
Choć "alarm transferowy" został odwołany, to zgodnie z obietnicą przyniosłam do pracy dwa ciasta... Śmialiśmy się, że dwa, bo jedno na pożegnanie, a drugie na powitanie, ale nie potrzebowałam szukać powodów, by je zjeść, szczególnie z tą ekipą:)
Właśnie ze względu na atmosferę, to miejsce jest jak mój drugi dom, dlatego zdecydowałam, by się z niego nie wyprowadzać... w nieznane, ponieważ komfort psychiczny jest dużo ważniejszy niż wszystkie sekcje, czy stanowiska razem wzięte... i jest teraz tym, czego pragnę najbardziej!
To była zaskakująca decyzja (szczególnie dla ekipy z Oxford Street), ale jestem pewna, że dobrze zrobiłam!!!
Spieszę dopisać, że...
wciąż trwa głosowanie, w którym to ilość oddanych głosów na blog, który teraz czytacie, decyduje
o jego dalszym losie w konkursie...
Jeśli chcecie i możecie wesprzeć moje "Słowo do słowa", to ślijcie proszę smsy o treści A00369
pod numer 7122. Koszt jednego sms to 1,23 zł.
Zostało tylko 6 dni do końca!
Bardzo dziękuję!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz