Lato mimo, że widnieje już w kalendarzu, nie rozpieszcza swoim ciepłem i aż trudno uwierzyć, że w ogóle jest.
Z uwagi na brak słońca i wysokich temperatur, większość sklepów od pewnego czasu oferuje letnie wyprzedaże, proponując nawet do 75% zniżki.
Zamiast jednak denerwować się w tłumie zakupocholików, przy okazji takiej pogody polecam zasiąść wygodnie z aromatyczną herbatą i czytać
i czytać i czytać...
Ale, to co chcę dzisiaj polecić jest warte przeczytania, także przy pięknej pogodzie, a sama książka... powinna być lekturą obowiązkową, ponieważ uczy pokory i szacunku do tego, co mamy...
Siegnęłam po nią, kiedy jeszcze była nowością, przy okazji kolekcjonowania mojego "ekwipunku", podczas wizyty w księgarni, a że lubię czytać prawdziwe historie, to szybko stała się moją własnością...
Mowa o dokumencie Barbary Demick, "Światu nie mamy czego zazdrościć", który zamknięty w formie książki, opowiada o życiu mieszkańców Korei Północnej, od śmierci ówczesnego przywódcy Kim Ir Sena i objęcia rządów przez jego syna - Kim Dzong Ila.
To wstrząsająca historia, ukazująca totalny reżim przywódcy, który nie pozwala Koreańczykom czuć się swobodnie, a przede wszystkim bezpiecznie. Koreańczykom, którzy w skrajnej biedzie, szukają pożywienia gdziekolwiek, rywalizując między sobą o każde ziarnko ryżu, nawet to znalezione na ulicy, wgniecione w asfalt.
"(...) Na nocnych zdjęciach satelitarnych Dalekiego Wschodu widać
rozległą, zadziwiająco nieoświetloną plamę.
Ta ciemna przestrzeń
to Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna.
Z tajemniczą czarną dziurą sąsiadują Korea Południowa, Japonia
i świecące już względnym dobrobytem Chiny.
Nawet z wysokości
setek kilometrów widać tam białe punkciki billboardów,
latarni, sygnalizacji ulicznej czy neonów sieci fast foodów, które
świadczą o tym, że życie w tych krajach jest w dwudziestym
pierwszym wieku nieodłącznie związane ze zużyciem energii
elektrycznej.
Ale tuż obok rozpościerają się obszary czerni, o powierzchni
prawie dorównującej Anglii. To zdumiewające, że
państwo, w którym żyją dwadzieścia trzy miliony mieszkańców,
wydaje się bezludnym oceanem. Północna Korea jest po prostu
pustką.
Kraj ten zaczernił się na początku lat dziewięćdziesiątych.
Jego głęboko niewydolna gospodarka załamała się po rozpadzie
Związku Radzieckiego, który wspierał swego komunistycznego
sojusznika dostawami taniej ropy naftowej. Elektrownie popadły w ruinę. Zabrakło światła.
Wygłodniali ludzie wspinali
się na słupy elektryczne, żeby ściągnąć kawałek miedzianego
drutu i wymienić go na jedzenie. Gdy schowa się słońce,
a pejzaż zaciągnie szarością, przycupnięte małe domostwa
wciąż giną w mroku. Do świtu nikną całe wsie.
Nawet w niektórych
dzielnicach pokazowej stolicy, Pjongjangu, idzie się
nocą środkiem dużej ulicy, nie widząc domów ani po jednej,
ani drugiej stronie.
Przygodnej osobie wpatrującej się w pustkę, którą jest dzisiejsza
Korea Północna, mogą przychodzić na myśl odludne
wioski w Afryce czy Azji Południowo-Wschodniej,
gdzie jeszcze
nie dotarła cywilizacja elektryczności (...)"
To kraj, o którym świat zapomniał albo nie ma wystarczających możliwości, by przedrzeć się przez grube mury komunizmu i pomóc tym ludziom żyć normalnie... Wiekszość z mieszkańców Korei, zmuszanych do śpiewania pieśni, której fragment stał sie tytułem tej książki, w ogóle nie zdaje sobie sprawy, że życie może mieć gdzieś jakiś inny, dużo lepszy smak...
Tę książkę trzeba przeczytać i mieć ją zawsze w pamięci, szczególnie wtedy, gdy narzekamy na swój los, gdy marnujemy jedzenie i wtedy,
gdy konsumpcyjnie podchodzimy do życia...
Wstrząsająca, ale obowiązkowa lektura!