30 listopada 2012

Moja imienniczka


Zwykle miesiąc przed Świętami, w większości naszych sklepów pojawiają się pracownicy czasowi, tzw. Christmas Temps, którzy po odpowiednim przeszkoleniu są naszym dodatkowym wsparciem w tym najgorętszym okresie roku.
Kilka dni temu dołączyła do ekipy nowa dziewczyna i przedstawiając się powiedziała, że ma na imię... Ola.
Nie ma w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że koleżanka jest z... Nigerii:)
Jak się okazuje, pełna wersja jej imienia brzmi: Olajumoke i w tym przypadku, rzeczywiście taki skrót ma sens, a nawet ułatwia codzienną komunikację:)
Tego sensu brakuje mojej polskiej wersji, więc automatycznie dla każdego obcokrajowca, naturalnym skrótem od Aleksandry, będzie Alex... 
i tak właśnie mnie tutaj nazywają. Przyzwyczaiłam się już... choć początkowo, szefowa wołała mnie tylko pełnym imieniem... tak formalnie przez co, za każdym razem myślałam, że wzywa mnie do siebie na tzw. dywanik...
Teraz nasza nowa koleżanka sprawiła, że wszyscy przypomnieli sobie w pracy, że i ja jestem Olą i że to jednak może być również imię, a nie tylko hiszpańskie "cześć":) 
Mimo zaistniałych okoliczności, ta Alex jednak już do mnie przylgnęła i chyba trudno będzie im to zmienić... 
Nie przeszkadza mi to, więc tak może zostać, za to wciąż jeszcze zaskakują mnie błędy w nazwisku, z którymi co jakiś czas się spotykam...
Byłam już Alex Sonica-Obasa, a nawet Alelisandre Somit-Oknese:) i zastanawiam się czym jeszcze zdołają mnie zadziwić...
Jak widać możliwości jest dużo i niektórym nadawcom udaje się być na tym polu bardzo twórczym... 
Według mnie to naprawdę łatwa kombinacja literowa, ale jak widać i takie, z pozoru proste połączenie, może utrudnić pisownię, a mnie życie, szczególnie wtedy, gdy muszę potwierdzać dane przy odbiorze przesyłki, ale... śmiech to zdrowie!

Właśnie dziś są Andrzejki, więc pora na dobrą zabawę... Świętujcie wśród solenizantów lub w swoim gronie, bo to przecież piątek i... weekendu początek.
Niech się palą świece, leje wosk, a wróżby przynoszą same dobre wiadomości...
Wszystkiego najlepszego Andrzejom!









29 listopada 2012

Na ratunek suchej skórze...


Do tej pory wszystkie kremy do rąk jakie kupowałam (a było ich naprawdę dużo), przynosiły ulgę suchej skórze tylko na kilka minut...
Wśród wielu propozycji na rynku, mogę wybrać dla siebie zaledwie kilka i stopniując od najlepszego do słabszego, na uznanie zasługuje m.in:
- ostatnie moje odkrycie LaRoche-Posay-"Cicaplast B5" do skóry wrażliwej, o którym pisałam w zeszłym tygodniu, a także
- krem do rąk z masłem shea, francuskiej firmy L'Occitanektóry od kilku sezonów jest gwiazdą we wszystkich kosmetycznych rankingach... 
Swoją drogą, gwiazdy też go uwielbiają, a wśród nich... filmowa Amelia, czyli Audrey Tautou.
Wcale się nie dziwię, ponieważ ich produkty zawierają mnóstwo naturalnych składników i są naprawdę głęboko nawilżające, działając na podrażnioną skórę jak prawdziwy balsam. 
Do tego naprawdę dobrze prezentują się w butikach, w których są sprzedawane, bo to raj nie tylko dla ciała, ale również dla oczu... i mogłabym tam podjąć pracę, choćby od zaraz... najlepiej w Prowansji, skąd pochodzi ta marka:)
Godny polecenia z mojej krótkiej listy jest również...
- Krem do rąk i paznokci firmy "The Body Shop", ponieważ oprócz masła shea, zawiera w swoim składzie m. in. miód pszczeli oraz wyciąg ze słodkich migdałów i co najważniejsze produkowany jest przez firmę zgodnie z zasadami uczciwego handlu, wspierając finansowo, zapomniane przez świat społeczności w Afryce.
Oprócz kremu migdałowego, można kupić również wersję z dziką różą i wyciągiem z liści konopi, bo te jak wiadomo, mają  także  właściwości lecznicze...
Ostatnim, ale tak samo dobrym okazał się dla moich rąk :
- "Hand Food" angielskiej firmy Soap&Glory, której cała linia kosmetyków do pielęgnacji ciała, nawiązuje stylistyką do lat 50-tych i 60-tych!
Raz na tydzień używam go w trochę większej dawce niż zwykle, a następnie nakładam bawełniane rękawiczki... i choć przy okazji, wyglądam jakbym miała zaraz kierować ruchem na skrzyżowaniu, to polecam tę metodę, ponieważ jest naprawdę skuteczna...
Gęsty krem działa jak maska, 
a ręce po takiej kuracji będą jak
u niemowlaka...
Ponadto wszystkie produkty "Soap&Glory" mają niesamowity zapach, co sprawia, że takie domowe zabiegi są prawdziwą przyjemnością, a co najważniejsze, idealnie sprawdzają się na suchych partiach ciała, a przecież to cel główny...
Obecnie nie muszę opisywać Wam ich tylko teoretycznie, ponieważ trzy pierwsze są już w Polsce, a i ostatni jesteście w stanie zdobyć przez internet... i to właśnie lubię:)

Z racji życia w innym mieście:) nie mogę teraz podzielić się swoją opinią na temat kremów z polskich półek, bo sama dawno już ich nie testowałam, niestety.
Pamiętam jednak, że zimą zwykle pomagała mi trójmiejska Ziajaa w cieplejszych klimatach - krem Nivea Soft z jego lekką konsystencją 
i jednocześnie głębokim nawilżeniem... ale to było kiedyś...
Na pewno, w między czasie mnóstwo innych, nowych kosmetyków pojawiło się w sklepach, więc w tej kwestii sama potrzebowałabym pomocy... 
Piszcie więc w wolnej chwili o tym, co sami stosujecie i co polecacie, bo jak już wiecie... lubię być w temacie, nawet w innym mieście:)







28 listopada 2012

Szybciej już nie można...


Na dniach stanę się posiadaczką nowego telefonu komórkowego, ponieważ czas obecnej umowy dobiegł już końca.
Wczoraj, oficjalnie poprosiłam o tzw. Pac Code, umożliwiający mi przeniesienie numeru telefonu do innej sieci. 
W mojej obecnej zaproponowano mi jedynie 24-miesięczne zobowiązanie, a to nie ma sensu, gdy u konkurencji, znalazłam roczne...
W Anglii większość spraw, dotyczących obsługi klienta, załatwia się przez telefon, co jak wszystko, ma swoje dobre i złe strony...
Firmy telefoniczne oferują zupełnie inne oferty w sklepach, a inne na swoich stronach internetowych, z czego te pierwsze są zwykle mniej atrakcyjne...
Oferta goni ofertę, a przyszły klient kuszony jest prezentami w postaci konsoli do gier, telewizorów LCD, laptopów, a już w najgorszym przypadku... zwrotem części pieniędzy, których kwota zależy od modelu telefonu i długości trwania umowy...
Samo przeniesienie numeru do innej sieci, to czysta formalność. Nie spodziewałam się więc aż 30-dniowego okresu oczekiwania na transfer jak to ma miejsce w Polsce, bo wiedziałam, że zwykle trwa to maksymalnie 24... godziny! 
Jednak wczoraj, podczas telefonicznej konwersacji na ten temat, pan mnie zaskoczył, prosząc o zapisanie kodu, tak od razu, z możliwością wykorzystania go w ciągu miesiąca. 
W związku z tym, już po chwili, bez zbędnego czekania, byłam gotowa zrealizować nowe zamówienie. 
Telefon, który ostatecznie wybrałam to... Samsung Galaxy Note.
Śmieję się, że z roku na rok użytkuję coraz większe modele i jak tak dalej pójdzie, to na sam telefon będę wkrótce potrzebowała dodatkową torebkę:)
A tak na serio, to jest większy od Samsunga - Galaxy II, który obecnie użytkuję 
i obawiam się trochę, że przy uchu, może wyglądać jak dawna "cegła" firmy Centertel;) Pamiętacie?
Faktem jest, że trudno było tych telefonów nie zauważyć! Były wtedy pierwszymi komórkami na polskim rynku i to chyba nawet dlatego, niektórym na tym tak bardzo zależało:)
Ja, od dnia, kiedy dostanę moją przesyłkę, mam dwa tygodnie na zmianę decyzji, więc pobawię się, potestuję i... zdecyduję, co dalej:)








27 listopada 2012

Świąteczne pomysły


W sklepach, co bardziej przezorni, zaczęli już organizować swoje świąteczne zakupy i dobrze, bo tylko tak bez stresu, można znaleźć coś wyjątkowego dla swoich bliskich. 
Zakupy zaplanowane, a nie te robione na ostatnią chwilę, dają nam zawsze większą możliwość wyboru, a przede wszystkim spory zapas czasu... by wybrać coś wyjątkowego...
Właśnie taki prezent na urodziny, dostała moja koleżanka od swojej przyjaciółki...
W zamówieniu wystarczyło tylko podać kilka charakterystycznych cech jubilatki, by powstała dla niej ręcznie malowana torba - radość obdarowanej... bezcenna!
Dlatego warto więc poszperać nie tylko w sklepach, ale również w internecie, by znaleźć jakieś oryginalne pomysły lub spróbować samemu przygotować coś nietypowego.. w końcu jest jeszcze na to czas!
Ja nie zostałam obdarzona plastycznymi zdolnościami, więc nie będę się "porywać z motyką na słońce", tylko pewnie poszukam czegoś gotowego, ale za to... przemyślanego:)









26 listopada 2012

Coś za coś


Zwykle wieczorami mogę siedzieć do późna tyle, że rano gorzej wstać mi z łóżka, szczególnie w poniedziałkowy, bardzo ciemny ranek... jak ten dzisiejszy.
Wczoraj właśnie zatraciłam się w czasie, oglądając film Wojciecha Smarzowskiego "Róża" i nie mogłam podnieść się, gdy budzik dzwonił skoro świt...
Zwykle na jeden i tak wstać nie mogę, choćbym spała wystarczająco dla mnie 6, czy 7 godzin, dlatego mam ustawione jeszcze dwa kolejne
z czego ostatni, to już... naprawdę konieczność wstania na równe nogi:)
Dziś, przez ten trochę spowolniony tryb po weekendzie, a przede wszystkim chyba, z braku energii, spowodowanego zatruciem, wstałam późno i nie zdążyłam zamieścić przed wyjściem do pracy żadnego wpisu:( i tu, przepraszam za to... wszystkich moich, porannych czytelników:)
Czasu praktycznie starczyło mi tylko na małe śniadanie i to takie przy okazji ubierania się, a nie... przy stole:) oraz szybkie przepakowanie torby, ponieważ z małego, niedzielnego lenistwa, nie zorganizowałam się wcześniej. 
Niestety nie obiecuję, że jutro będzie lepiej, szczególnie teraz, kiedy jest zimno na dworze i każda minuta w ciepłej pościeli to nagroda - pewnie sami też możecie to potwierdzić:)
Mimo braku czasu i działania w biegu... zdążyłam do pracy, a że spałam krótko, to ogólne zmęczenie doskwierało mi przez resztę dnia. 
Niczego jednak nie żałuję, warto było posiedzieć dłużej i w końcu obejrzeć "Różę".
To film z gatunku tych zapadających w pamięć, w którym aktorzy swoją grą, tworzą prawdziwe kreacje. To film, o którym nie można wyrazić się jednoznacznie i dzięki temu,  pozostaje w myślach jeszcze na długo... 
Jeśli nie mieliście okazji go zobaczyć, to szczerze polecam... nawet kosztem snu!






25 listopada 2012

Coś od... Agaty Passent

Słowo na niedzielę (7)

"... Mężczyźni zabrali nam już wszystkie urodowe kobiece tematy. Diety cud, katalogi wysyłkowe, modne dodatki, depilacja, liposukcja, angielskie buty na zamówienie, paryski szyk szaliczków.
Samcza sylwetka jeszcze do niedawna miała charakteryzować się wielkimi bułami-bicepsami rozrywającymi koszulki, posturą w trójkąt, czyli na górze duże, silne ramiona i karczek, a w dole cienkie łydki (...). 
Dawniej samcza sylwetka mogła odznaczać się dużym brzuszkiem, wylewającym się znad kąpielówek, czy bojówek.
Typ "misio", niczym kanclerz Helmut Kohl, uosabiał ciepło, bezpieczeństwo, swojską rubaszność. Teraz mężczyzna misio dozwolony jest tylko w starych kreskówkach. Kumpel Kubusia Puchatka.
Gruby prezydent Obama? Niewyobrażalne! Opasły prezenter wiadomości telewizyjnych? Wolne żarty. Grubi nie mogą być już nawet profesorowie, bo studenci nisko ich ocenią w ankietach (...) Gruby lider, to lider rozlazły, niezmotywowany, a nawet być może uzależniony od golonki. 
Właściwie gruby to może dziś być tylko zawodnik sumo, szef kuchni i właściciel rosyjskiego przedsiębiorstwa gazowego(...)."

Na potwierdzenie tych słów, mam w pracy kolegę, który jest chudszy ode mnie i wciąż skrupulatnie kontroluje to, co je, licząc wszystkie kalorie. 
Potrafi także idealnie łączyć kolory jeansów z koszulkami, które ma chyba we wszystkich kolorach tęczy, nie zważając na zewnętrzną temperaturę, ponieważ najważniejsze jest to, by pokazać się innym, w markowym ubranku.
Dla niego pryszcz na twarzy, to osobisty dramat, o którym informuje każdego po kolei, licząc na nasze współczucie, czy troskę, jakbyśmy co najmniej mieli moc sprawczą, by go zlikwidować. 
Ten kolega ma na imię Babar, ale ze względu na swoje specyficzne zachowanie jest już dla nas wszystkich... Barbarą:)
Męską linię kosmetyków Clarins zna w każdym szczególe i zamiast w aptece, mógłby z powodzeniem doradzać klientkom w mojej sekcji... bez specjalnego przygotowania.
Ponadto, w ramach hobby... jest konsultantem firmy Avon i potrafił sam sobie przerobić spodnie od firmowego uniformu, tylko dlatego, że nie odpowiadały jego stylowi...
No cóż... ten typ tak ma i szczerze przyznam, że w tym jego zniewieściałym towarzystwie jestem w stanie wytrzymać tylko 15 min...
W związku z powyższym apeluję, by nasi drodzy mężczyźni pozostali sobą!!! 
Błagam, nie zmieniajcie się w problematyczne i histeryczne istoty, bo to my chcemy wspierać się na waszym ramieniu 
w potrzebie. To my chcemy informować was o kosmetycznych i modowych nowościach, do których wciąż trudno was będzie przekonać, a nie odwrotnie...
Tacy jesteście, takich was lubimy, więc niech będzie jak jest...
:)









24 listopada 2012

Kara boska...


Zwykle w soboty polecam "Coś na ząb", bo to najlepszy moment na kuchenne eksperymenty, bez presji czasu, którego przecież tak niewiele zostaje w zaganianym tygodniu...
Dziś jednak nie zamieszczę żadnych receptur, ponieważ moim głównym daniem dnia jest... herbata miętowa, ewentualnie... w ramach deseru, czarna z cytryną, a to każdy z nas umie bez problemu przyrządzić.
Wszystko przez zatrucie pokarmowe, którego doświadczyłam wczoraj w pracy, a które wciąż trzyma mój żołądek w swoich szponach...
Zwykle, nie stołuję się na mieście i nie korzystam z gotowych potraw, tylko przynoszę jedzenie, przyrządzone w domu, ponieważ wiem, co zawiera... 
W ostatni czwartek, przez ten późno zakończony pokaz mody, nie miałam już siły na gotowanie i wzięłam wczoraj na lunch do pracy, kupione 
u Turka w sklepie, nasze, polskie pierogi. To była chyba kara za lenistwo, ponieważ od godz. 17 po południu do 4 rano, cierpiałam prawdziwe katusze...
Teraz mam się już trochę lepiej, ale wciąż nie wróciłam do formy i wyglądam jak "cień człowieka". Przez to musiałam odwołać, zaplanowane na dziś babskie spotkanie, bo zwyczajnie nie mam siły wyjść na zewnątrz...
Nic nie jadłam od wczoraj, ale nawet nie mogę o tym myśleć, więc mięta będzie dzisiaj moim głównym posiłkiem do czasu, aż wszystko wróci do normy...

I tyle mojego weekendu, na który czekałam cały tydzień :(









23 listopada 2012

Na salonach...


Wczoraj wróciłam do domu po 22... z pracy:( Wszystko przez to, że od godz. 17, w duecie z moim kolegą po fachu - Andrew, "obskakiwaliśmy" zamkniętą imprezę...
Znowu byliśmy w tym samym lokalu:) co poprzednio i znowu ze "śmietanką towarzyską stolycy":) spędziliśmy owocny wieczór...
Firma odzieżowa, która po raz kolejny zaprosiła nas do współpracy już od ponad 20 lat, z powodzeniem sprzedaje swoje ubrania, a jako ciekawostkę dodam, że jej założycielka, osobiście zaprojektowała ślubne buty dla Księżnej Kornwalii - Camilli.
Tym razem uczestniczyliśmy w pokazie mody, który tam zorganizowano i choć pomieszczenie, 
w którym się odbywał, nie było imponujących rozmiarów, to wystarczyło, by stworzyć klimat profesjonalnego wybiegu.
Na szczęście, my staliśmy z boku, stanowiąc dodatek, a nie główną atrakcję, ale i tak od ciągłego rozdawania uśmiechów, drętwiały mi policzki:)
Podobnie jak w październiku, podczas wczorajszego wieczoru, reprezentowaliśmy tam przede wszystkim naszą kosmetyczną markę, dobierając odpowiedni podkład do koloru skóry za pomocą "wszechmogącej" maszyny...
Popularność tego urządzenia, od samego początku była tak duża, że obawialiśmy się o dalszą współpracę:) 
Wszystko jednak poszło znakomicie, nasz sprzęt testujący pracował dzielnie do samego końca, 
a my, oprócz uśmiechów rozdawaliśmy również próbki podkładów, dzieliliśmy się wiedzą na temat naszych produktów i zdobywaliśmy kolejnych klientów.
To był baaardzoooo długi dzień dla moich kończyn, ale ogólna atmosfera sprawiła, że czas minął bardzo przyjemnie i szybko.
Dzisiaj pracuję już na swoim miejscu:) i bez dodatkowego przedłużania, z czego się bardzo cieszę... 
W końcu mamy piątek, więc byle do 19-tej, byle do weekendu:)!





22 listopada 2012

Na to czekałam!


Jedną z moich ulubionych firm kosmetycznych do pielęgnacji skóry jest LaRoche-Posay i zadania nie zmienię... 
Wspominałam już o tym kiedyś i z pewnością powtórzę to jeszcze w przyszłości... Lubię ją ponad inne marki nie dlatego, że jest francuska:) ale dlatego, że jest dermatologiczna, a co za tym idzie, budząca zaufanie...
Produkty LaRoche-Posay są idealne dla skóry wymagającej szczególnego traktowania, czyli podrażnionej i suchej, a przede wszystkim wrażliwej... czyli dokładnie takiej jak moja!
Wśród nich odkryłam niedawno Cicaplast Baume B5, który jest lekiem na wszelkie... suchości. 
To wyjątkowy krem, przeznaczony głównie do zadań specjalnych i jak żaden inny sprawdza się w nich znakomicie...
Mimo bogatej formuły bardzo szybko się wchłania i może być kojącym balsamem dla przesuszonej skóry dorosłych jak i dzieci poniżej 3 roku życia. 
Jego minimalistyczny zestaw składników, sprawia, że polecany jest również przez dermatologów, osobom z atopowym zapaleniem skóry...
A, że zawiera przyjazne i intensywnie nawilżające składniki, takie jak pantenol, masło shea, czy woda termalna, to można go używać zarówno na spierzchniętą skórę stóp jak i na oparzenia słoneczne.
Citaplast Baume B5 to teraz mój codzienny krem... 
Używam go głównie do rąk oraz jako balsam do ust i pełniąc rolę produktu wielozadaniowego, doskonale się w niej sprawdza...
Właśnie na taki czekałam!





21 listopada 2012

Półki pełne książek...


Średnio dwa razy w miesiącu przeglądam polskie księgarnie internetowe w poszukiwaniu wydawniczych nowości... 
Skrupulatnie notuję tytuły interesujących mnie pozycji w notesie i czekam na dogodny czas by je kupić...
Jak się okazuje, z uwagi na wiele tych sprzyjających okoliczności:) moje półki pękają już  
w szwach... 
Uzbierała się pokaźna ilość, która nie maleje, ponieważ albo ktoś przywozi mi kolejne tytuły albo też realizują się szczęśliwie moje wcześniejsze zamówienia albo koleżanka z pracy wciąż pożycza mi swoje. 
Jestem dokładnie jak ta postać z obrazka, która "zawsze kupuję następna książkę, chociaż wciąż dziesięć innych ma do przeczytania", ale nie wyobrażam sobie dnia bez ulubionej lektury i w ogóle domu bez książek... przeczytanych rzecz jasna...
W tym temacie nie umiem być asertywna i nie odmawiam... Czytam co wpadnie mi akurat 
w ręce, a inne leżą dalej i nabierają mocy...
W końcu też doczekałam się chwili, kiedy ich wersje elektroniczne są w Polsce tańsze niż wersje drukowane... Nareszcie, bo w Anglii już od dawna, setki tytułów kupuje się za przysłowiowego pensa albo nabywa w ogóle za darmo... To przecież logiczne!
Znalazłam ostatnio taką okazję na Publio.pl, na eBook o Helenie Rubinstein - "Kobieta, która wymyśliła piękno" i... wkrótce będzie już w moim czytniku! 
Pamiętam dobrze, że na półce stoi i czeka w kolejce... biografia Wisławy Szymborskiej 
i Marii Skłodowskiej-Curie oraz następne dwie książki Daniela Silvy itd... ale idzie zima, 
w Polsce planuję być dopiero w lutym, więc... nie mogłam się oprzeć:) 
Osobiście uwielbiam czuć zapach farby drukarskiej i dotykać nowiutkich kartek, ale wersje elektroniczne, ze względu na brak ograniczeń wagowych w podróży i szybkość przesyłki są dla mnie idealnym rozwiązaniem...
Wiem, że tym razem nie dotknę prawdziwej okładki, nie poczuję charakterystycznego zapachu, ale nie będę też musiała czekać do kolejnej wizyty w Polsce, by zacząć ją czytać,  
i szukać później dodatkowego miejsca na półce:)
Jak jesteście po lekturze czegoś interesującego, to... poproszę o tytuły:)  Bardzo proszę:)







20 listopada 2012

Nowy styl


Tak jak zapowiadano od kilku miesięcy, zaczęliśmy właśnie reprezentować naszą firmę w nowych strojach...
Po wcześniejszych różnicach zdań na temat ich stylu, udało się w końcu dojść do ogólnego porozumienia w sprawie i kompromis między stronami, nareszcie przyniósł zadowalające efekty...
Jako zespół nosimy trzy różne typy uniformów, w zależności od pozycji oraz działu, pomijając managera i głównego farmaceutę, ponieważ oni ubierają się po swojemu. 
Ze względów praktycznych kolory na sklepie również mają znaczenie. Wiadomo, że ja, w swoich ciemnych barwach, nie wzbudziłabym zaufania wśród pacjentów za apteczną ladą, a nasi "aptekarze", w idealnie białych wdziankach, już po godzinie w moim królestwie, wyglądaliby jak kolorowi artyści, zbierając ślady malowideł, z którymi się zetknęli...
W moim nowym uniformie, tak samo jak poprzednio, znów odbiegam od reszty kolorem oraz stylem, ale teraz wyglądam tak jakbym właśnie zapomniała przynieść firmowe ubranie i pracowała w swoim własnym:)
Poprzednia, staromodna, granatowa marynarka ze złotymi guzikami:( zamieniona została na wygodny, czarny sweter:) co z miejsca odjęło mi lat:) i umożliwia swobodniejsze poruszanie.
Wciąż jeszcze czekam na dokompletowanie uniformu o spódnicę i sukienkę, a do czasu realizacji, pracuję już w nowych spodniach 
z rozszerzonymi nogawkami, w kolorze ołówkowej szarości...
Zmiany nastąpiły wczoraj, więc to dopiero jeden dzień, ale pierwsze wrażenie jest jak najbardziej pozytywne. 
Jestem naprawdę zadowolona, a to jak nam się będą te wdzianka nosić w przyszłości, okaże się w praniu, a raczej po... bo może nie będzie już co założyć:)











19 listopada 2012

Ciasto marchewkowe


Nie zrezygnowałam w połowie i ukończyłam wczoraj zapowiadany deser do końca...
Okazało się, że było warto, ponieważ moje ciasto marchewkowe idealnie wpasowało się w niedzielne popołudnie i razem z herbatą "Spacer po Warszawie" o czekoladowo-karmelowym smaku z dodatkiem kakao, stworzyło smakowity duet...
Jeżeli lubicie marchewkę nie tylko w tradycyjnym wydaniu i ciasta o piernikowym aromacie, to polecam poniższy przepis, szczególnie na takie chłodniejsze, jesienno-zimowe  popołudnia...

Ciasto marchewkowe:
- 4 jajka,
- półtorej szklanki cukru
Utrzeć na gładką masę i dodać:
- 2 szklanki mąki,
- 1 i 1/4 szklanki oleju,
- 2 szklanki marchwi (ok. 0,5kg), startej na tarce o małych oczkach
Dodać:
- 2 łyżeczki sody oczyszczonej,
- łyżeczkę proszku do pieczenia,
- 2 łyżeczki cynamonu,
- pokrojone orzechy (wedle uznania)
Następnie wszystko razem wymieszać i piec około 40 min.w 180 st.

Tradycyjne ciasto marchewkowe udekorowane jest od góry białą masą...
Ja z reguły łączę:
- opakowanie serka mascarpone (250g),
- 2 łyżki cukru pudru,
- aromat waniliowy do smaku
i smaruję nim ostudzone ciasto.






18 listopada 2012

Coś od... Sophie Dahl...

Słowo na niedzielę (6) z ciastem...

Sophie Dahl swego czasu znana była jako modelka z odważnej kampanii reklamowej zapachu Opium- YSL, a przede wszystkim ze swojego debiutu na wybiegu w rozmiarze... 42!
Teraz jest dużo szczuplejsza i dla odmiany, w Wielkiej Brytanii uchodzi za kuchenne guru, zaraz po Nigelli Lawson i Jamie Olivierze. 
Uwielbia gotować dla siebie i dla swoich bliskich, a dzięki pasji prowadzi autorski program kulinarny na BBC2 i wydaje książki z przepisami, które znane są już także w Polsce.


"Apetyczna panna Dahl", czy "Na każdą porę, Rok w przepisach" nie są typowymi książkami kulinarnymi, ale czymś 

w rodzaju poradnika i zarazem lekkim czytadłem, zawierającym wspomnienia z jej życia...
Gotując, zawsze wyznaje zasadę, by bawić się przepisami i cieszyć z efektów, a kuchnię traktować 
z przyjemnością, a nie jak codzienny obowiązek...



Ponadto, uważa, że: 
"Zbyt wiele osób traktuje dziś kuchnię jak jeszcze jedno pole do sprawdzenia siebie, popisania się, osiągnięcia jakiegoś perfekcyjnego efektu. Stąd tylko krok do stresu, zniechęcenia i miernych wyników.
Tymczasem potrawy przyprawiane fantazją i dobrym humorem, smakują najlepiej. 
Oczywiście warto znać jeszcze parę reguł..."

Nie wiem, może to pod wpływem Sophie Dahl, a może z uwagi na niedzielny klimat, sama poczułam "kulinarny zew" i postanowiłam przygotować ciasto marchewkowe:) A co...
Mam nadzieję, że zapał nie minie w trakcie i dokończę to dzieło...
Poczekam na efekt końcowy, a rezultat zamieszczę jutro... wraz z przepisem rzecz jasna!
Zabieram się więc do pracy, oczywiście bez stresu, tylko z tą... fantazją, dobrym humorem i paroma regułami:)
Miłej niedzieli!








17 listopada 2012

Kolorowe rewolucje


Zobaczyliście mój blog w nowej odsłonie... Ze strony zniknęły minimalistyczne biele i znów jest tu teraz kolorowo...
Tak jak zapowiadałam wcześniej, dokonałam zmiany wyglądu na swojej stronie - po raz kolejny, ale czy ja już kiedyś nie pisałam, że nie lubię stagnacji? :)
Oczywiście możliwości w sieci są ogromne, ale jak już przyjdzie czas na konkretne przedsięwzięcia i adaptację w blogowych realiach, to zaczynają się kłopoty i nic nie jest takie jak powinno być... 
Nie będę teraz zanudzać szczegółami "akcji", ale wiadomo, że humanistka zawsze napotka po drodze mnóstwo technicznych przeszkód 
i wszystkie będą dla niej ogromnie problematyczne, więc... pominę to milczeniem! Z tych, czy innych powodów wybór padł na akwarelową kompozycję i mam nadzieję, że "nowe szaty" przypadną Wam do gustu i nie zaburzą dotychczasowych wizyt, za które bardzo serdecznie dziękuję!!!
Wierzę też, że moja organizacja pracy nad poszczególnymi wpisami, będzie przebiegała dużo szybciej i prościej.
Dziś czeka mnie kolejna, internetowa akcja poszukiwawcza, czyli wybranie dla siebie dogodnej oferty abonamentowej i zakup nowego telefonu... 
Mam nadzieję, że tym razem pójdzie sprawnie, bo mniej więcej wiem, czego chcę...
Miłego odbioru "nowego" bloga i przyjemnej soboty, bez względu na ilość spraw do załatwienia...






16 listopada 2012

"Chwilo, trwaj wiecznie..."


Co roku, oprócz finansowego "wsparcia" do pensji, dostajemy również na Święta pół dnia w prezencie...
Zapracowani, zajęci klientami, którzy robią zakupy w naszym sklepie, nie mamy czasu zrobić swoich, dlatego firma umożliwia nam to 
w listopadzie, dając jeden dzień, kiedy pracujemy tylko cztery godziny, a płacą nam jak za osiem:)
Tym szczęśliwie krótkim dniem jest dla mnie piątek, dzisiejszy piątek, dzięki czemu będę miała przedłużony weekend!
Ponadto, na moje szczęście, złożyły się też inne okoliczności i pracę skończę jak niektórzy dopiero będą ją zaczynali, czyli o... 8.45  - "Chwilo, trwaj wiecznie..."
Gdyby nie to, że mamy dziś mało osób "na stanie", to w ogóle nie musiałabym wstawać, do pracy, ale... nie ma tego złego, pojadę na 6.30, 
a potem dzień będzie dłuższy!
Wolne godziny zamierzam spożytkować na blogu:) by po raz kolejny "ubrać" go w inny płaszczyk... 
Mam sygnały, że obecny, dynamiczny, ale jednak bardzo minimalistyczny obraz, utrudnia przeglądanie zdjęć... i że zmiana stylu, nie była do końca tą zmianą na lepsze... 
Sama, przyznam uczciwie, że też nie mogę się w takiej organizacyjnej formie odnaleźć, więc zamierzam eksperymentować dalej! 
Z góry przepraszam za niedogodności, ale kto nie próbuje, ten nie doświadczy:)
Wypatrujcie weekendu... Miłego dnia!









15 listopada 2012

Powierzchowna analiza


Nie wszystko jest takie jak nam się wydaje...
Zwykle, punkt widzenia zależy od... wielu rzeczy, ale ludzie nauczyli się błyskawicznie oceniać i szybko wyciągać wnioski tylko na podstawie tego, co widzą, np. ubioru!
Wiele lat temu, kiedy jeszcze uczyłam się w Łodzi, zostałam poproszona przez ciocię o sprawdzenie garnituru dla wujka, w jednym z markowych sklepów na ulicy Piotrkowskiej.
Długo nie myśląc, poszłam tam tak jak stałam, czyli... obwieszona koralami, w swoich ulubionych martensach i luźnym swetrze. 
Dla kontrastu, za ladą stała pani z nienaganną fryzurą i makijażem, taka od... do:)
Ta oto pani, zatrzymała mnie chłodnym pytaniem już na środku sklepu, jednocześnie patrząc na mnie z politowaniem... 
Wyrobiła sobie gotową opinię, widząc mnie zaledwie kilka sekund, a że nie byłam z jej świata, to widocznie uznała, że ma prawo potraktować mnie obcesowo, tylko dlatego, że różniłyśmy się stylem ubierania. 
Mimo upływu lat, pamiętam doskonale co czułam, gdy w odpowiedzi na moje dalsze pytania, stwierdziła, że nie ma tego zestawu na stanie, 
ale i tak byłby dla mnie za drogi...
Jej bezczelność przekroczyła wszelkie granice, dlatego odpowiedziałam na atak, ponieważ jej się należało i wyszłam z tego sklepu... "z tarczą".
Teraz, sama obsługuję klientów, ale codziennie staram się traktować ludzi tak jak sama chciałabym być traktowana... 
Przykład z Łodzi, którego osobiście doświadczyłam, utwierdził mnie w przekonaniu, by nigdy nie oceniać nikogo po pozorach, bo mylą, 
a rzeczywistość potrafi zaskakiwać i wielokrotnie, w mojej codziennej pracy, znajduję na to dowody.
Bardzo często najlepszymi klientami pod słońcem, okazują się młodzi ludzie, w niedbałych ubraniach, czy Ci, z postawionymi na cukier włosami... Drobnych kradzieży natomiast, dokonują, Ci piękni, w markowych garniturach, a nawet 80-letnia staruszka, z laską, opowiadającą każdemu z personelu przemiłe historie i komplementując ich wzorową obsługę. No i kto by pomyślał... a jednak!
Zwykle, na tych nieskazitelnych zewnętrznie w ogóle nie zwracamy uwagi, ponieważ swoim strojem i zachowaniem wzbudzają nasze zaufanie 
i tak, ta gra pozorów toczy się dalej... 
A to błąd, ponieważ nic nie jest takie jak nam się wydaje...









14 listopada 2012

Miłego dnia!


Mimo roboczej środy, na początek dnia, czy na koniec... życzę dużo uśmiechu i przesyłam zasłyszany żart, który rozbawił mnie do łez...

W klubie seniora, faceci rozmawiają przy herbatce...
Nagle, jeden pyta:
- Mietek, czy w tym tygodniu nie przypada wasza 50 rocznica ślubu?
- Owszem...
- I co planujesz?
- No, pamiętam, że na 25 lecie, zawiozłem żonę do Francji...
- Serio? A co zrobisz w tę 50-tą?
- Hmm, no może bym po nią pojechał...

:)






13 listopada 2012

Nieświadomy prekursor


Projektanci mody na swoich pokazach w Paryżu, Mediolanie, czy Londynie, prezentują najnowsze trendy i okazuje się, że teraz bycie 
na topie, to nosić spódnicę lub sukienkę... na spodnie!


Ubrania na tzw. cebulę pamiętam jeszcze z dzieciństwa i jak się okazuje, prekursorem tego trendu byłam już w przedszkolu... 
To właśnie w wieku 4, czy 5 lat moja mama ubierała mnie tak stylowo  - głównie zimą, by po pierwsze było mi ciepłoa po drugie, bym na swoje przebieranki nie traciła zbyt dużo czasu...
Pamięć mam dobrą, ale krótką, więc nie wiem ile dziewczynek w moim otoczeniu było tak samo modnych jak ja:) ale ta zewnętrzna oryginalność:) wcale mnie wtedy nie cieszyła! 
Mojego "warstwowego wdzianka" nie cierpiałam na równi z tym przedszkolem, a zimowego stylu w ogóle nie doceniałam. Zawsze przy wyjściu, na znak protestu, urządzałam łzawe koncerty, a nawet histeryczne arie:) myśląc, że poskutkuje...
Robiłam wszystko, by w drodze do miejsca przeznaczenia, nie mieć jednocześnie tych dwóch części garderoby na sobie, jednak moja mama, głównie ze względów praktycznych, była w tym temacie konsekwentna!
A obecnie, jeśli chodzi o powrót tej mody, to szczerze przyznam, że nadal nie widzę się w takim zestawie na ulicy... i na moje szczęście mam wybór... 
Nie jestem ani "ofiarą mody", ani nie muszę już więcej wychodzić w trzaskający mróz... do tego przedszkola;)




12 listopada 2012

Leśny klimat


Cudnie jest w parkach jesienią!
Dosłownie kilka chwil od domu:) mam aż dwie takie naturalne oazy spokoju, gdzie widać ją wyraźniej niż gdzieś indziej - to Alexandra Park i las na Highgate. Ten ostatni jest duży, a jednocześnie zaciszny i zmienia swój klimat w zależności od pogody... 
Przypomina mi polski las, w rodzinnym mieście, więc może dlatego tak chętnie tu przychodzę... 
To niesamowite, że w środku ogromnej metropolii, wystarczy skręcić w bok, by znaleźć się w zupełnie innym świecie... gdzie można poczuć zapach przyrody, odpocząć od wiecznego szumu, poczytać i  oczywiście porobić zdjęcia... 




"Klon krwawy i żółta lipa
liście, listeczki sypią.
Zrzuca je ptak lecący,
strąca osa niechcący.

Wiatrowi na płacz się zbiera, że liście się poniewiera.
Chodzi dołem i górą i zbiera je oburącz,
i płacze nad nimi deszczem,
po gałęziach je mokrych wiesza.

Nic z tego ... Oczywiście.
Potem mówią, że wiatr zrywa liście." 

Kazimiera Iłłakowiczówna
Jesień to nie tylko przecież wiecznie zimna, deszczowa i mglista pora, z krótkim dniem na dodatek... 
Daje się lubić... naprawdę, tylko trzeba chcieć inaczej na nią spojrzeć... 








11 listopada 2012

Coś od... Katarzyny Grocholi

Słowo na niedzielę (5)

"Mądrzy ludzie mówią, że przeszłością nie można się zajmować, bo już jej nie ma, przyszłością nie warto, bo jeszcze jej nie ma.
Ważna jest tylko teraźniejszość. Tego próbuję się trzymać. Dopóki żyjemy, na nic nie jest za późno.
Nie jest za późno na radość, nadzieję, miłość, bez względu na to, ile ma się lat i bez względu na to, co się zdarzyło niegdyś..."
                                                                                                                 K. Grochola "Zielone drzwi"

Ja... jestem zupełnie niedzisiejsza... 
Mogłabym wspominać godzinami, szczególnie z kimś, kto wie o czym mówię, kto był świadkiem wydarzeń, czy po prostu jest 
w temacie... Uwielbiam żyć przeszłością, wciąż się zastanawiać i ją analizować. 
Jednak grzebanie w tym, co już minęło jest trochę destrukcyjne i jak wiadomo, nie przynosi obecnemu bytowaniu nic pożytecznego... 
Wiem, że to już było, minęło i "se ne vrati", ponieważ do pewnych sytuacji, ludzi, czy zdarzeń nie da się wrócić. 
Po prostu! Ważne jest to, co tu i teraz... tylko to takie trudne! 
Mimo wszystko, spróbuję!
Carpe Diem!!!