28 lutego 2013

Holiday Blues


Urlop na cały rok mam już zaplanowany, czyli... najgorsze za mną:)
Naprawdę bardzo się cieszę, że w końcu się z tym uporałam i to jeszcze przed ostatecznym terminem składania podań:)
Daty już są, więc teraz trzeba będzie coś do nich wpasować, ale to później, ponieważ na razie mam dość teoretycznego planowania. 
Poza tym... muszę przecież poczekać na akceptację, a to już nie zależy ode mnie, tylko od  tych... "trzymających władzę". 
Czas pokaże czy będą łaskawi;)
Taka mnie jakaś tęsknota naszła... za śniegiem, za innym widokiem z okna i wypoczynkiem w ciekawym miejscu...
Wygląda na to, że między starym, a nowym urlopem dopadła nie chandra... a może depresja nawet, a wszystko przez ten chroniczny 
brak słońca:(
Pozostając więc w tym zimowo-urlopowym klimacie, załączam kilka pamiątkowych ujęć... z Salzburga (i okolic), który jakiś czas temu 
dane mi było zobaczyć! 
Popatrzę, powspominam i może mi przejdzie... Musi, bo do następnego wyjazdu daleko:(
















A, że to miasto Mozarta, to i czekoladki musiałam mieć na pamiątkę...









27 lutego 2013

Modna "biblia" mody


Wczoraj pisałam o "Harper's Bazaar", który jest najstarszym magazynem o modzie, a dziś wspomnę 
o najbardziej opiniotwórczym w tym temacie...
"Vogue", bo o nim mowa, uznawany jest 
w środowisku za biblię i to nie tylko przez "ofiary mody":)
Drukowany w wielu językach (choć wciąż jeszcze nie 
w polskim) jak prawdziwa wyrocznia, trafnie dyktuje bieżące trendy i współpracuje 
z najlepszymi ludźmi w tej branży, począwszy od projektantów i stylistów, a na fotografach
i modelkach (również polskich) kończąc...
Podpatrywanie mody na łamach tego magazynu jest czystą przyjemnością nie tylko dla specjalistów, ponieważ zamieszczane tam zdjęcia są jak artystyczne dzieła sztuki... w swojej klasie.
Może i ten tytuł doczeka się kiedyś polskiej wersji językowej - oby nie trzeba było na to czekać... 
146 lat:)






26 lutego 2013

Lepiej później niż nigdy..


Najstarsze pismo o modzie "Harper's Bazaar", ukazuje się od 146 lat.
Teraz doczekaliśmy się polskiej edycji i jest to w kolejności już... 27 redakcja na świecie!
Jesienią ubiegłego roku, powstał pilotażowy numer magazynu, by najbardziej zainteresowani mogli się przekonać się czy to właściwy 
moment na debiut w języku polskim, czy nie...
Wiadomo, że w Polsce realia są inne i zarazem trochę trudniejsze dla tego rodzaju magazynu, który jak większość opisujących 
modę jest bardziej do oglądania niż do czytania:)


Jednak wygląda na to, że egzamin wstępny został zdany pomyślnie, ponieważ pierwszy numer "Harper's Bazaar Polska" ukazał się 
w połowie lutego!
Co ważne, polska wersja nie odbiega zbyt daleko od oryginału, a jednocześnie nasza redakcja zadbała, by nie składał się tylko z obrazków:)
Zapowiadają się więc regularne spotkania z czytelnikami, dlatego nie pozostaje nic innego jak mieć nadzieję, że warto było czekać 
tak długo i życzyć im powodzenia...
Zainteresowanych informuję, że kolejny numer ukaże się już 14 marca i dostępny będzie wszędzie tam, gdzie sprzedaje się prasę:)

Pozdrawiam ciepło... z deszczowego Londynu!






25 lutego 2013

Powrót do "domu"

Jakby mało mi było wypraw w ciągu ostatniego tygodnia, to dziś muszę jeszcze znaleźć się w Warszawie, skąd samolot zabierze mnie
na Wyspy...
Tak, tak, nadszedł koniec tej wycieczki, która z uwagi na częste podróże po kraju, miała bardzo intensywny program:)
A, że mój wypoczynek nie należał do leniwych, to przez te kilka dni, naprawdę dużo widziałam (pięć miast), sporo obejrzałam (w tym trzy filmy 
w kinie) i z wieloma osobami się spotkałam... 
Podczas pobytu w Polsce, udało mi się także nadrobić zaległości prasowe, a podczas długich podróży między miastami, przeczytać dwie książki - jedną o życiu w Rosji ("Dzienniki kołymskie" - J. Hugo-Badera), a drugą o życiu w Stanach Zjednoczonych ("Wrony w Ameryce" - M. Wrony).
Ale, co dla mnie najważniejsze... mogłam spędzić ten czas z najbliższymi i świętować swoje urodziny u rodziny!
Teraz, na kilka godzin przed odlotem, siedzę już na walizkach, gotowa do kolejnej podróży:(
Jutro powrót do codzienności, czyli... urlop zakończony :((
Pa, pa!




24 lutego 2013

Coś od... Hanny LIs

Słowo na niedzielę (18)

"(...) Marzy mi się polsko-polskie zawieszenie broni. Może pomogłoby, gdybyśmy częściej ze sobą jadali? Mówię poważnie! 
Nic tak nie skraca dystansu i nie łagodzi obyczajów jak wspólny stół.
Jedzmy więc ze sobą śniadania, obiady albo kolacje - jak kto woli - a przy okazji rozmawiajmy i słuchajmy 
siebie nawzajem. 
Na początek to już będzie coś."





23 lutego 2013

"Fotoradary"


Nadrabiając zaległości w polskich gazetach, przeczytałam zabawny komentarz Pawła Wakuły dotyczący fotoradarów, którego fragment zamieszczam poniżej, tak na dobry początek dnia!
Mnie dobry humor bardzo się przyda, szczególnie dzisiaj... w pociągu na Kujawy:)

"(...) Zmiany w Kodeksie drogowym i dodatkowe fotoradary na polskich drogach wzbogacą budżet o półtora miliarda złotych! To się nazywa łeb do interesów (...).
Dlatego w  najbliższym czasie wspólnie z ministrem transportu planujemy ustawienie fotoradarów na chodnikach; mandaty będą płacić piesi, którzy przekroczą prędkość 3 km na godzinę!
(...) Pociągi też nie muszą tak pędzić. Zwłaszcza pospieszne (...). 
Mogę ustawić kamery w szpitalach i ośrodkach zdrowia (...). Co prawda kolejki nie przesuwają się tam za szybko, ale jak pacjent wymusi pierwszeństwo, to dowalimy mu mandat i punkty karne.
(...) Sprawy w sądach wloką się niemiłosiernie (...) zawsze możemy ukarać tych, którzy za szybko dostaną się na wokandę, w końcu to nie wyścigi.
(...) Dzieci na przerwach biegają jak szalone (...) możemy ściągnąć z nich niezły haracz! Nie mówiąc już o nauczycielach, którzy pospieszą się z programem (...)."

Życzę uśmiechu i dobrego samopoczucia, w końcu weekend na horyzoncie!





22 lutego 2013

Polar Express


Mimo, że do zimy w Polsce wszyscy powinni się już przyzwyczaić, to ta pora roku wciąż zaskakuje i to nie tylko drogowców...
Śnieg pada na zewnątrz, a w pociągu relacji Zakopane - Gdynia, którym wczoraj przyjechałam do Trójmiasta, sypał się nawet do wewnątrz...
Podróż z lodem na oknach i białym puchem w korytarzu, to jak podróż polarnym ekspresem, a co za tym idzie... w niskiej temperaturze 
i z brakującą wodą w toalecie... Bez komentarza!


Utrwalając tę zimową aurę w korytarzu, zostałam niespodziewanie przyłapana przez... kierownika pociągu, mimo że bardzo cichutko, próbowałam podejść do tematu... 
Na szczęście, konsekwencji za szerzenie sensacji nie poniosłam:)  i chwała jemu za to!
Po sesji w tym zimnym klimacie, wewnątrz naszego wagonu zaczęło się dla odmiany dymić... i atrakcjom nie było końca;)
Nie wiem czy była to jakaś kara za zdjecia, czy może z chęci szybkiego pozbycia się tych zimowych dowodów, doszło do zwarcia instalacji, ale musieli całkowicie wyłączyć ogrzewanie;(
Jazda tym polarnym ekspresem trwała "jedynie"... siedem godzin!!! i biorąc pod uwagę tempo jazdy oraz odległość od punktu A do punktu B, 
to wiem, że siedząc w angielskim pociagu, dojechałabym już do... Szkocji;)
Nie powinnam narzekać, ponieważ podróżując teraz po Polsce z PKP, z prędkością... roweru, nie muszę się przecież nigdzie spieszyć...
Jak na wycieczce krajoznawczej, zwiedzam sobie cierpliwie okolice (nie szkodzi, że przez podrapane lub  brudne okna) - w końcu jestem na urlopie, więc dokąd to dokad, to dokąd tak gnać?:)
Kolejna wyprawa pociągiem czeka mnie już w najblizszą sobotę - niestety, dlatego muszę się do niej inaczej przygotować i... naprawdę ciepło ubrać:)
Pozdrawiam z Trójmiasta!





21 lutego 2013

Kierunek... Trójmiasto.


W tym tygodniu czas biegnie bardzo szybko... zdecydowanie za szybko i przez to, wielkimi krokami zbliżam się do powrotu:(
Nie chcę jeszcze o tym myśleć, dlatego pozostając w urlopowym klimacie, zaczynam ponowne pakowanie plecaka w podróż do 
Trójmiasta, gdzie właśnie dziś się wybieram:)
Poniżej, zamieszczam kilka fotek z zeszłorocznego pobytu nad morzem, byście zobaczyli, że Bałtyk jest cudny nie tylko latem...
Nie wiem, czy teraz mogę liczyć, na taką samą aurę, ale śnieg w Łodzi leży nadal, więc może nie wszystko stracone:)


Prawda, że pięknie:)






20 lutego 2013

Punkt po punkcie...

Między realizacją obowiązkowych punktów z "listy zadań do wykonania", nie mogę zapominać o sobie:)
W końcu to mój urlop... więc żeby mieć z tego wyjazdu coś dla siebie, to po spacerze na Piotrkowskiej, trafiłam do kina. 
Jakby nie było...  jestem przecież w mieście filmowym:)


Obejrzałam najnowsze dzieło  Stevena Spielberga - "Lincoln", który przy okazji bardzo polecam.
Na "liście filmów do obejrzenia" mam jeszcze kilka innych tytułów, więc trzeba się postarać o dobrą organizację pobytu i do poniedziałku nadrobić nowości;) 
Z "listy książek do przeczytania" też już parę sztuk trafiło w moje ręce i jedyny kłopot jaki może mnie spotkać, to spakowanie ich do bagażu podręcznego:)
Sama ul. Piotrkowska, o której wspomniałam i na którą trafiłam wczoraj z sentymentu, z miesiąca na miesiąc coraz bardziej podupada. Z przykrością muszę stwierdzić, że czasy jej świetności minęły i to już chyba bezpowrotnie... 
Niestety już dawno przestała tętnić życiem i ostatnie opady śniegu (swoja drogą jest pięknie) nie są tu niczemu winne.
Na tej najdłuższej ulicy handlowej w Europie (4,2km) handel umarł śmiercią naturalną.
Obecnie, ta najsłynniejsza ulica w mieście to tylko niszczejące kamienice, siedziby banków, kilka pubów i jadłodajni, niestety!
Dla potwierdzenia, zamieszczam zdjęcia zrobione w innym okresie i wierzcie mi, że niewiele się zmieniło, a ludzi... podobnie jak przed rokiem, można liczyć na palcach...


Szkoda, wielka szkoda:(





19 lutego 2013

Następny przystanek - Łódź Kaliska


Na kolejnym etapie mojego pobytu w kraju... dotarłam do Łodzi.
To właśnie stąd, wiele lat temu przywiozłam przepis na omlet warzywny.
Mimo, że nie jest to potrawa lokalna,  to za to jedna z moich ulubionych, dlatego przepis zamieszczam poniżej...

Przygotowanie tego dania zaczynam zwykle od pokrojenia cebuli w talarki i papryki czerwonej w kostkę, co przesmażam później na patelni, razem ze świeżymi pomidorami koktajlowymi, przekrojonymi na pół. 
Przyprawy, wśród których jest czubryca zielona i zioła prowansalskie stosuję wedle uznania, nie zapominając oczywiście 
o soli i pieprzu:)
Następnie, dodaję  pokrojonego w plastry bakłażana lub cukinię (lub to i to) oraz zielonego ogórka i smażę dalej, mieszając.
Kiedy wszystko jest już miękkie, sypię serem żółtym, pokrywając całą powierzchnię warzyw i od tego momentu niczego nie dotykam, tylko zostawiam ser do rozpuszczenia.
Kiedy jest gotowy, wylewam na wierzch trzy, roztrzepane wcześniej jajka i czekam na ostateczne zapieczenie wierzchniej warstwy.
Po krótkiej chwili, omlet gotowy jest do jedzenia... najlepiej w towarzystwie pieczywa.

Jak widzicie, danie można przyrządzić bardzo szybko i będzie idealnym pomysłem na zimową kolację jak i na letni obiad.
Szczerze polecam i życzę smacznego na przyszłość, a teraz kończę, ponieważ lecę na sentymentalną wycieczkę po mieście, szczególnie w tak cudnym, zimowym klimacie...
Chcę poodwiedzać "stare" kąty i obowiązkowo zrobić zapas czytadeł w "Empiku"!
Do jutra!






18 lutego 2013

Uczta dla podniebienia


Pamiętacie Dzień Naleśnika w zeszły tygodniu? 
Angielski "Pancake Day" to ważna data w moim kalendarzu i zarazem moje osobiste święto, ponieważ naleśniki mogę jeść bez umiaru:)
Najchętniej zawijam w nie szynkę i ser - wiem, wiem nie jest to najzdrowsze połączenie, ale nie piję, nie palę, to sobie chociaż od czasu do czasu pojem sera z szynką;) 
W innej wersji, podaję naleśniki na zimno, w formie meksykańskiego wrapa, z dużą ilością warzywnych składników. Pycha!
Przy okazji tamtego "Dnia Naleśnika", obiecywałam zamieścić przepis na te moje ulubione, więc przejdę od razu do rzeczy...

Naleśniki z gruszką:
Przepis na ciasto naleśnikowe pozostawiam Wam, ponieważ każdy ma na pewno swój, wypróbowany, który zwykle stosuje. 
Co ważne, zawsze dodaję odrobinę wody gazowanej, a do słodkiej wersji również cukier waniliowy.
Bym mogła przejść do następnego etapu, to na tym uznajmy, że naleśniki są już upieczone:)
Jeszcze ciepłe, smaruję wtedy czekoladą np. Nutellą, układam pokrojone kawałki gruszki i zawijam w rulon. 
Tę samą czynność powtarzam z pozostałymi, aż do ostatniej sztuki i następnie umieszczam je obok siebie w naczyniu.
Posypuję całość prażonymi wcześniej na patelni migdałami i wkładam do piekarnika, nagrzanego do 160st. na około 25min. 
Niebo w gębie:)






17 lutego 2013

Coś od... Jubilatki

Słowo na niedzielę (17)

... i doczekałam się choć tak naprawdę to pierwsze życzenia przyjęłam już w piątek od mojej "firmowej rodziny".
Zaskoczyli mnie tym, że pamiętali i samymi prezentami, które dostałam - że w ogóle i że takie trafione;)
Myślę sobie, że albo tak dobrze mnie znają albo... słuchali uważnie i wyłapywali z naszych codziennych rozmów, przydatne informacje:) 
Tak, czy inaczej efekt został osiągnięty!
Było też mnóstwo kartek, kwiaty i własnoręcznie pieczone ciasta jako słodki dodatek:)
Wczorajszy przyjazd do rodzinnego domu też zaczął się od uroczystej kolacji, a dziś smakowity tort, robiony przez  moją Mamę, czeka już na mnie w lodówce, dlatego... kolejne świętowanie czas zacząć:) 
No, to 100 lat... dla Szanownej Jubilatki:)



Koniecznie, bo mam jeszcze tyle w życiu do zrobienia;) Miłej niedzieli!







16 lutego 2013

Ziemia obiecana...



Tak jak zapowiadałam, tak się stało i znów jestem w Polsce:)
Mimo wielu lądowań na polskiej ziemi, za każdym razem, kiedy samolot dotyka pasa... wzruszenie ściska mnie za gardło... 
Miło się wraca w rodzinne strony, bo od dawna wiadomo, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej:)
Gdańsk powitał mnie dziś przed południem i choć widzieliśmy się
w zeszłym miesiącu, to była to tak krótka wizyta, że jakby w ogóle jej nie było...
Główny cel podróży już na samym początku zweryfikował moje dalsze plany i w związku z tym musiałam odwrócić wszystko o 180 stopni.
Jednak nie ma tego złego... ponieważ dzięki zmianie, mogłam przyjechać do rodzinnego miasta wcześniej niż się spodziewałam, 
z czego się oczywiście bardzo cieszę i tak zaczynam swoje urlopowanie:)
Miłego weekendu!






15 lutego 2013

Żal za grzechy


Wielokrotnie w moich blogowych relacjach przedstawiałam "portrety psychologiczne" ludzi, których zdarza mi się spotykać na co dzień, 
z  racji wykonywanego zawodu:)
Nie mogę powstrzymać się od opisania Wam kolejnego przypadku... ponieważ jest naprawdę ciekawy:)
Odwiedził nas ostatnio człowiek, który poprosił o rozmowę z managerem i po chwili oko w oko, z rozbrajającą szczerością poinformował, 
że od pewnego czasu zaczął podążać za naukami kościoła katolickiego, wiele zrozumiał i w związku z tym przyszedł przeprosić 
za swoje zachowanie w przeszłości...
W swoim monologu przyznał z powagą, że ukradł coś z naszego sklepu, kiedy był jeszcze złym człowiekiem i chciał prosić o wybaczenie...
Nietypowa rozmowa sprawiła, że szefowa w pierwszej chwili nie wiedziała nawet jak na to zareagować, poszukać ukrytej kamery, czy wczuć się 
w ten ton. Ostatecznie przyjęła przeprosiny i wybaczyła "bratu, który zbłądził", bo przecież tak jest szlachetnie:)
Jednym słowem... cyrk na kółkach, ale i dowód na to, że wiara czyni cuda:)
Gdy wyszedł, śmiałyśmy się całe popołudnie, zastanawiając się czy nie opisać tych wszystkich przypadków w książce, ponieważ to naprawdę dobry materiał na komedię...
Teraz muszę już biec do pracy, by zmierzyć się z ostatnim dniem... przed urlopem, a potem planować i pakować się na wypoczynek do kraju, 
bo to już tuż, tuż:)






14 lutego 2013

Na świętego Walentego


Dziś Święty Walenty ma swój dzień... i przez najbliższe godziny będzie w centrum zainteresowania nie jako solenizant, ale głównie jako 
patron zakochanych... bo mamy 14 lutego!!!
Jeżeli obchodzicie Walentynki, to... mam nadzieję, że będą romantyczne, naprawdę wyjątkowe i pełne prawdziwych uczuć, 
co najważniejsze... nie skończą się 14 lutego!






13 lutego 2013

Idzie Walenty, czas na prezenty...


Od początku tygodnia, sekcja z perfumami przeżywa istne oblężenie.
Powody są dwa, a jeden lepszy od drugiego. Pierwszy to... 10% zniżki na wszystkie zapachy, a drugi, to... jutrzejsze Walentynki, więc interes się kręci:)
Właśnie Walentynki! 
Zagorzali romantycy planują ten dzień z dużym wyprzedzeniem i kupują wszystko, co na tę okazję stworzono... 
Inni nie lubią, ale wiedzą, że druga połowa będzie oczekiwać dowodów miłości, więc trochę wbrew sobie, zmuszają się do zakupów.
No i jest grupa przeciwników, która nie uznaje takich "wynalazków" i wbrew panującej modzie... nie daje się jej ponieść.
Sama należę do tego ostatniego ruchu i to od bardzo dawna, choć uwielbiałam kiedyś dostawać anonimowe liściki, życzenia i kartki... dlatego przyznaję uczciwie, że 
w latach 90-tych byłam w innych szeregach:)
Teraz jest to dla mnie dzień jak co dzień, co innego... 17 lutego:) 
Na ten czekam cały rok i... ta najbliższa niedziela.... będzie dla mnie:)
Krótko podsumowując... Walentynek nie obchodzę, więc żadnych szopek tego dnia nie planuję:) 
Jedynie co zrobiłam z tej okazji, to... okleiłam papierowymi sercami wszystkie filary w sklepie i wśród własnoręcznych dekoracji, służę pomocą przy wyborze zapachu... dla niej i dla niego:)

Wczoraj był "Pancake Day", czyli Dzień Naleśnika, więc... upiekłam kilka symbolicznie:)
Tworząc swoją autorską wersję, połączyłam tradycyjne ciasto ze startym jabłkiem, rodzynkami, cynamonem i cukrem waniliowym, a na koniec dodałam prażone migdały... 
Wkrótce, jak tylko to "walentynkowe ciśnienie" w pracy opadnie, to podrzucę przepis na moje ulubione danie z naleśnikiem w roli głównej, bo jest... grzechu warte:)






12 lutego 2013

Nowy Rok... w Londynie


W niedzielę, na ulicach Londynu zrobiło się bardzo kolorowo i już od godz. 10 rano, można było wspólnie z mieszkańcami świętować
Nowy Rok - Rok Węża, który według chińskiego kalendarza właśnie się zaczął...



Główne obchody miały miejsce na Trafalgar Square i zakończyły się pokazem sztucznych ogni, które zaplanowano na godzinę 18.
Ja, z powodu deszczowej aury już nie doczekałam, by to zobaczyć, ale... wierzę na słowo, że były piękne:)



Zanim jednak wróciłam do domu, przespacerowałam się jeszcze po chińskiej dzielnicy, by w jej sercu poczuć ten noworoczny klimat... 
Z oczywistych powodów, wiele osób chciało zjeść niedzielny lunch w oryginalnej restauracji, dlatego kolejki do wejścia ustawiały się już 
na ulicy.
Niemal wszystkie lokalne jadłodajnie przeżywały tego dnia istne oblężenie i ku uciesze właścicieli pracowały na najwyższych obrotach, 
zapachy ich regionalnych potraw unosiły się dosłownie wszędzie...



Poza orientalnymi zapachami, czułam też mnóstwo pozytywnych emocji i takie niesamowite poczucie jedności wśród lokalnych mieszkańców...




To wszystko, razem z mnóstwem kolorowych dekoracji sprawiło, że chińska społeczność mogła się poczuć jak u siebie... w domu, 
a ja... jak u nich w kraju!






Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć im samych dobrych wróżb i... Szczęśliwego Nowego Roku, wiec... 新年快乐 ( xin nian kuai le)... 
po mandaryńsku!

A żeby do końca nie było tak egzotycznie, to... spotkałam po drodze angielskiego policjanta i on, podobnie jak wszystkie chińskie dekoracje, 
również zwrócił moją uwagę, dlatego nie mogłam go nie uwiecznić:)

:D