31 stycznia 2013

Wspomnień czar


Niektórzy zaczynają już myśleć o letnim wypoczynku, a ja tak naprawdę nie wiem jeszcze gdzie znajdę się w połowie lutego, a to przecież 
już za dwa tygodnie... 
W naszym angielskim roku podatkowym, czyli od kwietnia do marca, został mi do wykorzystania ostatni tydzień urlopu, a tu już trzeba 
deklarować kolejne terminy...
Nie wiem co się stało, ale nie umiem się zorganizować w tym temacie i obawiam się , że jak tak dalej pójdzie, to nie będę musiała się 
nigdzie pakować, a jedyną podróżą jakiej doświadczę, to będzie ta... palcem po mapie.
Mimo wszystko, mam nadzieję, że nie przegapię swojego wypoczynku, gdziekolwiek będzie, a dla większej motywacji obejrzałam wczoraj 
stare zdjęcia:)
Przypomniałam sobie zimową aurę Zakopanego, którą uchwyciłam jakiś czas temu... ponieważ widoki "spod samiuśkich Tater" są 
jak najbardziej odpowiednie na ten ostatni dzień stycznia, sami popatrzcie...

















I jak tu nie kochać zimy?
Szkoda tylko, że w realu mam... 10 stopni na plusie!





30 stycznia 2013

Święta prawda


Ostatnio dużo się mówiło w mediach o nowych zasadach zdawania egzaminu na prawo jazdy.
Przyszli kierowcy jak w amoku biegali w stronę ośrodków szkoleniowych, by zdążyć zdać go jeszcze przed wprowadzeniem zmian. 
Z jakim rezultatem dla kursantów nie wiadomo, ale organizatorzy kursów na pewno nie mogli narzekać i do dziś pewnie z satysfakcją zacierają ręce...
Jak się właśnie okazało, dla noworocznych debiutantów nie tylko praktyka może być problemem, ale i teoria, ponieważ poległo na niej aż 90% osób podchodzących do egzaminu... No i kogo to winić? Pewnie system... jak zawsze!
Nie temat tych rewolucji przeczytałam niedawno ciekawą wypowiedź, której fragment przytoczę poniżej, ponieważ... to święta prawda!


"Zmiana trybu zdawania egzaminu na prawo jazdy wywołała u wielu rodaków stan psychozy (...).
Wkuwanie odpowiedzi ze znanych sobie testów zostaje zastąpione nakazem myślenia, niezbędną oceną sytuacji
i podjęciem decyzji na własną odpowiedzialność. Czy to coś zmieni? Nie.
Wojna na polskich drogach nie wynika ze szczególnie fatalnej metodyki nauczania zasad ruchu drogowego, ale
z niskiej kultury użytkowników.
Trup ściele się u nas gęsto, nie z powodu złych testów, tylko głupoty kierowców: pijanych, agresywnych, bezmyślnych. Czy to nie dziwi? Nie.
Jeśli przeciętny rodak nie umie zachować się w klasie, kinie, sklepie, czy urzędzie, to z jakiego powodu ma nagle umieć zachować się na jezdni, gdzie czuje się asfaltowym królem? (...)
Tego stanu nie zmieni nowy egzamin, bo jest to utrwalony stan świadomości, ukształtowanej nie w ośrodku ruchu drogowego, ale w domu, szkole, miejscu pracy (...)".
                                                                                                                         Henryk Martenka "Nauka jazdy"

Nic dodać, nic ująć... święte słowa!
W Anglii ten system egzaminowania obowiązuje już od dawna, więc na pewno w Polsce też się sprawdzi. 
Trzeba tylko zmienić szkolne przyzwyczajenia i zapomnieć o metodzie 3xZ, czyli zakuć, zdać i zapomnieć, a to wymaga czasu:)







Wciąż trwa głosowanie, w którym to ilość oddanych głosów na blog, który teraz czytacie, decyduje
o jego dalszym losie w konkursie...
Jeśli chcecie i możecie wesprzeć moje "Słowo do słowa"to ślijcie proszę smsy 
o treści A00369 pod numer 7122Koszt jednego sms to 1,23 zł.
Został już tylko dzień do końca! 
Bardzo dziękuję!!!


29 stycznia 2013

Pojęcie względne...


Wczorajszy dzień należał do wizyt specyficznych klientów, ale jeden z nich zapisał się wyjątkowo.  
Miał na oko 60 lat i przyszedł, prosząc o pomoc w doborze zapachu na prezent już przed godz. 8 rano.
Zapytałam m. in. o wiek osoby, która ma być nim obdarowana, ponieważ ma to ogromne znaczenie. 
Z oczywistych powodów nie można proponować perfum Jennifer Lopez, czy Lady Gagi dla 80-letniej kobiety, a zapachu White Linen,
czy Red Door dla nastolatki.
W odpowiedzi od klienta usłyszałam, że ta osoba, tu cytat - "jest stara, a nawet bardzo stara", ale wyjaśnił od razu, trochę zawstydzony, że
dla niego zawsze będzie młoda, ponieważ jest jego żoną...
Sądząc po jego wyglądzie i wieku oraz opisie, który przedstawił, uwierzyłam na słowo i byłam gotowa zaproponować coś dla jakiejś staruszki. Bywa przecież, że kobiety są starsze od swoich mężów.



Szybko się jednak okazało, że ta rzekomo "stara żona" ma... 28 lat i wtedy ręce mi opadły... szczęka też!!!
Widząc jego poważne spojrzenie, nie umiałam ukryć swojego zdziwienia szczególnie, że powiedział to ktoś, kogo ząb czasu nadgryzł już bardzo dawno temu:)

Jak wynika z prostej matematyki, sama jestem kilka lat starsza od jego "starej żony", ale wbrew metryce wciąż bardzo młodo się czuję :)
Rozumiem, że wiek to pojęcie względne:) ale patrząc oczami tego "romantyka", to ja już powinnam się rozkładać...
Myślę, że gdyby konwersacja w takim klimacie trwała trochę dłużej, to na pewno nie zachowałabym swoich opinii dla siebie... 
Byłam naprawdę bliska, by się nimi podzielić, a wtedy, no cóż... obsługa klienta znacząco odbiegłaby od przyjętych u nas standardów:)












Wciąż trwa głosowanie, w którym to ilość oddanych głosów na blog, który teraz czytacie, decyduje
o jego dalszym losie w konkursie...
Jeśli chcecie i możecie wesprzeć moje "Słowo do słowa"to ślijcie proszę smsy 
o treści A00369 pod numer 7122Koszt jednego sms to 1,23 zł.
Zostało tylko 2 dni do końca! 
Bardzo dziękuję!!!

28 stycznia 2013

Dzień w muzeum


Styczniowy chłód sprawił, że sobotę spędziłam w Muzeum Londynu.


Głównym celem wizyty była wystawa fotografii Dorothy Bohm - "Woman in focus". Autorka zdjeć, od ponad siedemdziesięciu lat utrwala ludzi w kadrze, z czego ostatnie dwadzieścia poświęciła kobietom.

Muzeum of London mieści się niedaleko mojego miejsca pracy, ale w tygodniu zwykle nie mam czasu na odkrywanie historii miasta albo jestem zwyczajnie zmęczona, więc nadrabiam w weekendy.
Po obejrzeniu zdjęć ruszyłam korytarzami do innych pomieszczeń, ponieważ jest to bardzo ciekawe miejsce, które pokazuje Londyn od samego początku aż do czasów współczesnych...


Oprócz gablot z makietami, można tam m. in. znaleźć rekonstrukcje wnętrz sklepów, obejrzeć z bliska królewską karocę, a także czarno - biały film niemy o Londynie w mini kinie i w specjalnie przygotowanej do tego kabinie, odtworzyć Wielki Pożar z 1666 roku, który pochłonął 2/3 miasta.





To nie była moja pierwsza wizyta w tym muzeum, ale zawsze całkowicie się tam zatracam, wnikając w temat i robiąc zdjęcia...
Tym razem poczucie rzeczywistości straciłam na tyle mocno, że zostawiłam reklamówkę z prezentem na chrzest dla dziecka znajomej, który
miał mieć miejsce następnego dnia:) 
Nie wiem ile minęło czasu zanim się zorientowałam, ale na szczęście zguba czekała na mnie w punkcie informacyjnym:) i ostatecznie prezent trafił wczoraj we właściwe ręce:)
To już drugi taki fart w ciągu ostatnich kilku dni. 
W połowie tygodnia bowiem, wracając z pracy, prawdopodobnie wyjmując klucze na klatce schodowej, wyrzuciłam bilet tygodniowy. 
Nie zauważyłam tego ani wieczorem ani rano, dopiero później okazało się, że bilet czekał na mnie na parapecie, bo ktoś z uczciwych sąsiadów podniósł i odłożyli go na bok... 
No i jak tu nie wierzyć w ludzi!?









Wciąż trwa głosowanie, w którym to ilość oddanych głosów na blog, który teraz czytacie, decyduje
o jego dalszym losie w konkursie...
Jeśli chcecie i możecie wesprzeć moje "Słowo do słowa"to ślijcie proszę smsy 
o treści A00369 pod numer 7122Koszt jednego sms to 1,23 zł.
Zostało tylko 3 dni do końca! 
Bardzo dziękuję!!!


27 stycznia 2013

Coś od... Mai Ostaszewskiej

Słowo na niedzielę (14)

"(...) Aktorstwo to fascynujący zawód, czasami o niezwyklej sile przekazu. A jednak to tylko zawód.
Niektórym aktorom wydaje się, że są lepsi od innych, bo realizują jakąś misję.
Moim zdaniem misyjny, przełamujący tabu może być film czy spektakl, ale nie aktor! 
To, że ktoś gra na przykład Dalajlamę, nie oznacza, że ma jego mądrość 
i empatię (...)"









Wciąż trwa głosowanie, w którym to ilość oddanych głosów na blog, który teraz czytacie, decyduje
o jego dalszym losie w konkursie...
Jeśli chcecie i możecie wesprzeć moje "Słowo do słowa"to ślijcie proszę smsy 
o treści A00369 pod numer 7122Koszt jednego sms to 1,23 zł.
Zostało tylko 4 dni do końca! 
Bardzo dziękuję!!!


26 stycznia 2013

Podróże kształcą


Moja styczniowe podróże do Polski były jak zwykle bardzo owocne...
Pomijając realizację zaplanowanych wizyt oraz innych punktów z listy "spraw do załatwienia" to nauczyłam się wielu nowych rzeczy, m. in. 
kilku słówek z francuskiego, których powtarzanie umilało mi czas w podniebnych przestworzach, gdzieś nad Morzem Północnym :)
Poszerzyłam też swoją wiedzę kulinarną, ponieważ w Gdańsku podpatrzyłam jak robić zupę pomidorową na inny sposób i odkryłam gorczycę jako dodatek do potraw - kolejny po czubrycy, która okazała się moim "kuchennym hitem roku". 
Z rodzinnych Kujaw przywiozłam trochę nowych przepisów, które teraz stopniowo będę wprowadzać do jadłospisu na londyńskiej ziemi...
Na wczoraj piekłam do pracy dwa ciasta (sernik i pleśniak), a dziś, by wykorzystać ten "pieczony trans" zrobiłam kolejne... tyle, że na użytek własny:)
Domowe popołudnie spędzę więc m. in. w towarzystwie... jabłecznika, który powstał według tradycyjnej, receptury, a który należy do ścisłego grona moich ulubionych, maminych wypieków:)
Dzielę się z Wami tym, co dobre, no i swojskie, bo polskie:)
Miłego weekendu!


Jabłecznik

Potrzebne są:
- 2 jajka, 
- kostka miękkiego masła lub margaryny,
- 400 g mąki,
- pół łyżeczki proszku do pieczenia,
- 3/4 szklanki cukru,

Wszystkie składniki łączymy razem i  dzielimy na dwie części. 
Jedną wykładamy na wysmarowaną blachę i nakłuwamy widelcem 
w kilku miejscach, a następnie odstawiamy na bok.
W między czasie obieramy i kroimy na plasterki 1 kg jabłek.
Tak przygotowane mieszamy z cukrem waniliowym, odrobiną zwykłego cukru i cynamonu. 
Wedle uznania, do jabłek można dodać też garść rodzynek, a następnie wyłożyć całość na spód ciasta.
Drugą część rozwałkowujemy i układamy w blaszce, pokrywając jabłka.
Pieczemy około 40 min. w 170st.
Do smaku i do dekoracji można posypać cukrem pudrem.

Smacznego!










Wciąż trwa głosowanie, w którym to ilość oddanych głosów na blog, który teraz czytacie, decyduje
o jego dalszym losie w konkursie...
Jeśli chcecie i możecie wesprzeć moje "Słowo do słowa"to ślijcie proszę smsy 
o treści A00369 pod numer 7122Koszt jednego sms to 1,23 zł.
Zostało tylko 5 dni do końca! 
Bardzo dziękuję!!!



25 stycznia 2013

Pożegnania nie będzie...


To był dla mnie pełen emocji dzień, który według wcześniejszych planów, powinien być moim ostatnim w obecnym miejscu pracy... 
Powinien, ale nie był!
Wszystko się zmieniło, a tak naprawdę to... zostaje po staremu, ponieważ krótko mówiąc... nigdzie się nie wybieram!
Nie zawsze intuicja daje mi znaki, by wiedzieć, które decyzje powinnam podjąć, ale tym razem, w połączeniu z innym ważnym faktem związanym z wewnętrznym transferem, głośno do mnie przemówiła...
Nie mogłam jej nie posłuchać, bo to był krzyk, a nie szept, więc nie licząc się z konsekwencjami, na cztery dni przed planowanym rozpoczęciem, zrezygnowałam ze stanowiska na Oxford Street...
Nawet nie przypuszczałam, że z tej mojej nagłej decyzji tak bardzo będą zadowoleni szefowie i pozostali ludzie z zespołu...
Ich szczerą radość i wszystkie pozytywne emocje, które mi okazali będę pamiętała do końca... Było warto:)
Choć "alarm transferowy" został odwołany, to zgodnie z obietnicą przyniosłam do pracy dwa ciasta... Śmialiśmy się, że dwa, bo jedno na pożegnanie, a drugie na powitanie, ale nie potrzebowałam szukać powodów, by je zjeść, szczególnie z tą ekipą:)
Właśnie ze względu na atmosferę, to miejsce jest jak mój drugi dom, dlatego zdecydowałam, by się z niego nie wyprowadzać... w nieznane, ponieważ komfort psychiczny jest dużo ważniejszy niż wszystkie sekcje, czy stanowiska razem wzięte... i jest teraz tym, czego pragnę najbardziej!
To była zaskakująca decyzja (szczególnie dla ekipy z Oxford Street), ale jestem pewna, że dobrze zrobiłam!!!








Spieszę dopisać, że...
wciąż trwa głosowanie, w którym to ilość oddanych głosów na blog, który teraz czytacie, decyduje
o jego dalszym losie w konkursie...
Jeśli chcecie i możecie wesprzeć moje "Słowo do słowa"to ślijcie proszę smsy o treści A00369
pod numer 7122Koszt jednego sms to 1,23 zł.
Zostało tylko 6 dni do końca! 
Bardzo dziękuję!!!

24 stycznia 2013

Decydujące starcie!


Drodzy Czytelnicy!
Nadszedł ten dzień, w którym możecie wspomóc mnie i oczywiście mój blog: "Słowo do słowa",
w ogłoszonym przez Onet.pl, konkursie - "Blog Roku 2012".
Będę ogromnie wdzięczna za Wasze wsparcie, poprzez oddanie swojego głosu w ciągu najbliższych 7 dni!


Głosowanie rozpoczęło się dzisiaj, dokładnie o godz. 15 i polega na wysyłaniu smsów o treści: A00369,
na numer 7122, na które autorka tego bloga, czyli ja :) wraz z organizatorami konkursu, czekamy do 31 stycznia
do godz. 12! 
Ważne, by w treści sms nie stawiać żadnej spacji, a znak - 0 - traktować jak cyfrę!!!

Od dziś więc wszystko w Waszych rękach, dlatego bardzo liczę na Was i na Wasze głosy!!!
Pomożecie?
Będę ogromnie wdzięczna i nie tylko ja, ponieważ dochód z smsów zostanie przekazany na integracyjno-rehabilitacyjne obozy dla dzieci z ubogich rodzin i dzieci niepełnosprawnych!!!

Pozdrawiam i kłaniam się nisko w podzięce :)







23 stycznia 2013

Wrogie urządzenia


Jak na humanistkę przystało, z elektroniką nigdy nie było mi po drodze, dlatego co jakiś czas wszelkie sprzęty odmawiają mi posłuszeństwa...
Tak też się właśnie stało z moim ulubionym czytnikiem, o którym już kiedyś pisałam, a który przez ponad dwa lata był mi bliskim
kompanem. Zgromadził w sobie wiele książek i towarzyszył w dłuższych i krótszych podróżach...
Chyba się zmęczył, bo bateria nie daje się już naładować, a przez to on sam nie może zaświecić :(
Próbowałam go reanimować zgodnie z fachowymi zaleceniami i choć do samego końca miałam nadzieję na powrót do żywych, to niestety
nic z tego nie będzie...


Czeka mnie więc naprawa, o ile w ogóle da się coś zrobić w tej sprawie lub kupno nowego, bo ten uparł się, że pracować nie będzie... 
Swoją drogą też bym tak chciała... nie pracować sobie! Być na emeryturze i w sile wieku cieszyć się życiem i mieć w końcu czas, by...
czytać i czytać i czytać :) 
Baaardzooo go lubiłam i uważam, że sam pomysł elektronicznego czytadła jest świetny, a on sam niezastąpiony w podróży, ale czas pokazał,
że to jednak ta papierowa książka jest niezawodna i zawsze do usług!!!
Chwała jej za to, bo naprawdę nie wiem, co bym bez tych książek zrobiła...






22 stycznia 2013

Wiecznie na topie...


Pomimo sędziwego wieku, wciąż jest rozchwytywany... Uwielbiany przez kobiety, zarówno młodsze jak i starsze.
Towarzyszy im na co dzień i przy specjalnych okazjach, dlatego trudno się dziwić, że stał się w swoim środowisku legendą...
Nie potrzebuje żadnej reklamy, bo sam w sobie jest gwiazdą... 


I nie mam tu wcale na myśli Brada Pitta, tylko Chanel No 5, które nie wiadomo dlaczego właśnie Brad Pitt ostatnio reklamuje.
Nie mogliście tego nie widzieć, ponieważ był wszędzie, szczególnie przed Bożym Narodzeniem.
W szeptanym klimacie aktor zapewnia nas, że cokolwiek się dzieje, czy gdziekolwiek idzie, one są przy nim - legendarne perfumy Chanel... Czyżby? W każdym razie mnie nie przekonał!
Nie urzekł mnie ani on sam, ani ten zapach, a już na pewno nie pomysł, by to mężczyzna był "twarzą" damskiego pachnidła, bo po prostu
nie jest wiarygodny w tym temacie. 
Ciekawe co powiedziałaby na to Chanel, gdyby go zobaczyła? 
Kiedyś nie wierzyła w to, że jej perfumy w ogóle ktoś będzie chciał kupić, więc początkowo rozdawała je za darmo, a dziś... choć nie należą
do najtańszych, to mimo ceny, od ponad 90 lat osławiona "piątka" jest jednym z najchętniej kupowanych perfum na świecie.
Może i Brad Pitt postanowił nimi pachnieć... W końcu czego się nie robi dla pieniędzy...
Pokłon dla Legendy - Mademoiselle Chanel... za wszystko, co stworzyła!






21 stycznia 2013

Trudne powroty


Wróciłam z Polski i znów będę przez pewien czas w Londynie... aż do następnego wyjazdu:)
Jak zwykle ciężko mi się wracało od rodziny i... na dodatek jeszcze z Warszawy, z którą wciąż łączą mnie miłe wspomnienia.


W dzisiejszym zorganizowaniu, udało mi się właśnie tam odwiedzić mojego ostatniego, polskiego pracodawcę... i może dlatego zrobiło mi się tak sentymentalnie na koniec!
Mimo upływu lat nadal jestem rozpoznawana i zawsze miło witana. 
Z osobami, które wciąż tam pracują mam równie dobry kontakt, co dziewięć lat temu, kiedy byłam jeszcze częścią zespołu. 
Ze względu na nich i na samo miasto... dziś czułam się tam jak
u siebie i strasznie nie chciało mi się wracać...




Mój planowy wylot z Warszawy utrudniły silne opady śniegu i konieczność odlodzenia skrzydeł samolotu, co sprawiło, że ostatecznie wylecieliśmy ze stolicy 45 min. po czasie.
Na pocieszenie i Londyn powitał mnie śniegiem... a że to prawdziwy "cud nad Tamizą", to  mimo późnej pory, nie mogłam tego nie uwiecznić... bo kto wie, może już jutro nie będzie po nim śladu:)






20 stycznia 2013

Coś od... Kuby Badacha

Słowo na niedzielę (13)

"(...) Mam niesamowite szczęście do ludzi. 
Na mojej orbicie pojawiają się niemal wyłącznie osoby o podobnym do mojego spojrzeniu na świat, które
w podobny sposób wartościują rzeczy (...).
Jestem długodystansowcem pod każdym względem, nie uprawiam sprintów. 
Wierzę, że na wszystko przychodzi czas, że w odpowiednim momencie wszystko wskakuje na swoje miejsce, nie ma sensu niczego przyspieszać (...). 
Od zawsze czułem, że dopiero po trzydziestce zacznę żyć naprawdę.."

Dla mnie 30-tka też była magiczna, dlatego trudno mi rozumieć ludzi, którzy z przerażeniem myślą o przemijaniu i na urodziny fundują
sobie stres związany z upływem czasu...
Swoją 30-tkę świętowałam w Zakopanem, m. in. zjeżdżając na sankach z Gubałówki i ciesząc się jak dziecko... z rodzinnej niespodzianki,
ze śniegu i z tego, że życie jest takie piękne!!!
Wierzę, że z 40-tką i z 50-tką też będzie podobnie, ponieważ to wewnętrzne samopoczucie jest najważniejsze.
W przyszłym miesiącu będę miała urodziny i mam nadzieję, że ogólny bilans znów będzie na plusie.... ponieważ wbrew metryce
ja mam wiecznie... 25 lat :D 





19 stycznia 2013

W białym klimacie


Zima w Polsce przyszła w odpowiednim momencie i zrobiła mi prezent w postaci śniegu, którego od kilku lat wypatruję na
Wyspach z utęsknieniem.
Powitał mnie już wczoraj na Okęciu i towarzyszył w podróży do samego domu... Jest i chyba będzie aż do mojego powrotu,
ponieważ obecnie jest -9 i jest naprawdę pięknie!!!
Nie mówię, że nie czekam już na wiosnę, ale urodziłam się w zimie, więc może dlatego ta pora roku tak bardzo jest mi bliska...
Mimo mrozu, zaraz wychodzę na spacer, by nacieszyć się tym białym puchem... Może nawet zjadę sobie na jabłuszku, a co... białe
szaleństwo bez ograniczenia wieku:D
Polecam, bo na pewno i u Was za oknem są ku temu doskonałe warunki...
Miłego weekendu!

To, co znajduje się poniżej miało miejsce już na spacerze... 
Jakość zdjęć jest... telefoniczna, ale nie mogłam tej zimy nie uwiecznić:)