29 listopada 2013

Podejrzane w listopadzie...


1. Dzień Pamięci przy Katedrze św. Pawła...



2. "Children in Need" przy stacji BBC



3. Wizyta w WC kafejce - "Attendant"


4. Jesienne wieczory kulturalne... 
- w kinie - "Kapitan Phillips" w reż. Petera Greengrassa


- w teatrze - "Kochanie na kredyt" w reż. Olafa Lubaszenko


- a w domowym zaciszu - czytanie na zawołanie:)


5. Zrobiło się już zimno, ale wciąż można posiedzieć na zewnątrz, grzejąc się kawą i kocem:)


 6. Do świąt coraz bliżej, co widać i słychać nawet w pracy...


7. Szary listopad służył słuchaniu piosenki Jonasza Kofty - "Koniec dnia" w wykonaniu Kasi Groniec...


A czerwonym winem też już mi pachnie, szczególnie tym grzanym... z przyprawami:)

8. Przy okazji... jutro Andrzejki (patron Szkocji), więc bawcie się w woskowym klimacie, a przede wszystkim w doborowym towarzystwie 
i... wywróżcie sobie jak najlepszą przyszłość:)



Tylko nie zapomnijcie złożyć życzeń znajomym Solenizantom, a ja już dziś, życzę Wam miłego, listopadowo - grudniowego weekendu!
Paa!







27 listopada 2013

Świąteczne aromaty


Jak już kiedyś wspominałam, nie jestem prawdziwym kawoszem i choć bardzo lubię aromat i smak kawy, to nie piję jej codziennie, tylko towarzysko lub przy specjalnych okazjach...
Z racji tej wyjątkowości, uwielbiam testować ze znajomymi niezależne kafejki, poznając przy okazji nowe miejsca i ciekawe wnętrza. 
Skutecznie pomaga w tym "Przewodnik po najlepszych kafejkach 
w Londynie", zawierający aż 130 oryginalnych adresów, opatrzonych zdjęciami 
i niezbędnymi opisami. 
Kupiłam go kiedyś na prezent znajomemu kawoszowi, a dziś sama mam elektroniczną wersję, tego jakże użytecznego informatora w swoim telefonie, ponieważ idealnie sprawdza się na mieście. Wystarczy wpisać swoją lokalizację i już po chwili wiadomo gdzie wypić dobrą kawę i nie szukać długo odpowiedniego miejsca:)
Jednak w listopadzie, wszystkie klimatyczne kafejki, przegrywają "na chwilę"
z popularnymi sieciówkami, które, właśnie w tym czasie serwują limitowane edycje kaw i gorącej czekolady, wprowadzając nas powoli w świąteczny nastrój.
W tym roku również nie mogło ich zabraknąć. Oprócz tradycyjnych specjałów jak kawy piernikowe, pralinowe, czy ajerkoniakowe, do tego wyjątkowego towarzystwa, dołączyła teraz kawa o smaku... pieczonych kasztanów i czekoladowo-pomarańczowa.
Wśród nowości znalazły się także kremowe, gorące czekolady, np. z syropem
z owoców leśnych, czy aromatycznego jabłka z goździkami, więc jak sami widzicie... trudno pozostać obojętnym:)
Te świąteczne napoje, to jedne z nielicznych smaków, na które czeka się z utęsknieniem przez cały rok. Z reguły wszystko jest dostępne na co dzień, przez co szybko powszednieje i traci na wyjątkowości. 
Na szczęście kawy, czy okresowo sprzedawane kasztany, w połączeniu z prawdziwą tradycją, czynią ten przedświąteczny czas naprawdę magicznym... 
Warto było czekać:)





25 listopada 2013

"Kochanie na kredyt"

Udało się zgrać z Małżonem wolny termin i zgodnie z planem wybraliśmy się do teatru...


Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że sztukę, którą obejrzeliśmy w sobotę w londyńskim Mermaid Theatre reżyserował... Olaf Lubaszenko - tak, tak, ten Olaf Lubaszenko:)
W przedstawieniu "Kochanie na kredyt" zagrała Agnieszka Sienkiewicz, Tamara Arciuch oraz Bartek Kasprzykowski,
Filip Bobek i Piotr Zelt
Stworzyli niesamowite kreacje aktorskie, za które otrzymali od wszystkich owacje na stojąco.


Mimo dwóch przedstawień zaplanowanych na sobotę, już na kilka tygodni przed premierą nie było wolnych miejsc, a niektóre z nich kosztowały nawet 150 funtów.
Po tym jak szybko się sprzedały można zauważyć wśród rodaków potrzebę obcowania z naszą, rodzimą kulturą.
Sztuka Marcina Szczygielskiego to już trzecia polska premiera teatralna, po "Singlach i remiksach" oraz "Chopin musi umrzeć", prezentowana
w ciągu ostatniego roku w Londynie.
Pozostaje więc mieć nadzieje, że nie była to dla nas ostatnia szansa obejrzenia polskich aktorów na londyńskich deskach, ponieważ był
to naprawdę udany wieczór!


Na widowni obecny był również Tomasz Jacyków - odpowiedzialny za kostiumy oraz Jan Borysewicz z zespołu "Lady Pank", który przyjechał do Londynu z zaproszeniem na ich wiosenny koncert. 
Wśród znanych osób, spotkaliśmy także Oliwiera Janiaka, który po spektaklu zadał mi kilka pytań... na okoliczność, czego się oczywiście zupełnie nie spodziewałam. Mam nadzieję jednak, że ta "sfilmowana akcja" na zawsze zostanie za kulisami i nigdy nie ujrzy światła dziennego, bo chyba zapadnę się pod ziemię...
Ale tak, czy tak, wspomnienia z sobotniego wieczoru na długo pozostaną nam w pamięci. 
Uwielbiam teatr, dlatego nie mogę się doczekać kolejnego, wielkiego wyjścia, szczególnie tutaj, poza granicami kraju.
A... dziś wieczorem, zasiądę przed telewizorem, by obejrzeć Teatr Sensacji w TVP, czyli "Kobrę" na żywo, co przy okazji również serdecznie Wam polecam!
Dobrego tygodnia!





24 listopada 2013

Coś od... Bartka Kasprzykowskiego

Słowo na niedzielę (54)


"W kobiecie szukam... innej planety. 
Innego spojrzenia na świat. Bo ona widzi inaczej.
I choć Lem nazwał to problemem komunikacyjnym, mnie ta odmienność fascynuje."





22 listopada 2013

Fotka listopada

Pozostając w WC - klimacie:) przedstawiam dziś coś z angielskiej toalety, czyli...
każdemu wedle potrzeb:)


Miłego weekendu!






20 listopada 2013

Kawa w toalecie;)


Była sobie kiedyś w Londynie publiczna toaleta dla mężczyzn...
Zbudowana w 1890 roku, działała w podziemiach centrum miasta aż do zamknięcia w 1960 roku. 
Przez następnych 50 lat niszczała, co widać na poniższych zdjęciach, czekając na zainteresowanie kogoś, kto mógłby ocalić ją od zapomnienia...



I zdarzył się cud... 
W 2010 roku dwaj Anglicy zobaczyli zdobione wejście i wpadli na oryginalny pomysł przekształcenia tej starej, wiktoriańskiej toalety... 
w kafejkę!
Po wielu miesiącach prac remontowych, na które podobno wydano aż 100 tysięcy funtów, została otwarta na początku tego roku i już dziś
stała się dla wielu ... ulubionym miejscem spotkań:)



Mimo zachowania oryginalnych elementów z poprzedniego wnętrza, wszystko jest bardzo czyste i pachnie tylko kawą jak na kafejkę przystało:)



W porównaniu z innymi, to pomieszczenie jest małe, a nawet bardzo małe, ale na użytek własny i odwiedzających ją gości... ma wszystko,
co potrzeba i co najważniejsze, to właśnie ze względu na tę oryginalność... bije swoich konkurentów na głowę:)





Na pewno jeszcze tu wrócę!





18 listopada 2013

Po weekendzie


Piątkowy "Half day shopping" ostatecznie uczyniłam zakupowym, ale tylko z czysto praktycznego powodu, ponieważ potrzebowałam
trzech prezentów w samym jeszcze listopadzie, a i Mikołajki tuż, tuż. 
Dobrze być zaopatrzonym wcześniej lub chociaż bardziej zorientowanym w temacie:)
Przemierzając wczesnym popołudniem świąteczne już Oxford Street musiałam wyglądać komicznie... 


Ktoś mógł pomyśleć, że nie mogę dospać, tylko szaleńczo ganiam za towarem, a  w rzeczywistości... po prostu chciałam mieć już to za sobą:)
No, co ja na to poradzę, że nie cierpię chodzić po sklepach, buszować w tysiącach rzeczy i umierać wewnątrz z gorąca albo ze zmęczenia. 
Bywa, że muszę się wybrać na zakupy "za własną potrzebą" i chyba najlepiej bym była sama, ponieważ nie jestem wtedy łatwym towarzyszem;)
Tym razem jednak ten "sklepowy maraton" był moim świadomym wyborem. Przy okazji krótkiego dnia w pracy, trafiła mi się szansa ominięcia tłumnego przeciskania się wzdłuż ulicy, a później do kasy, dlatego skorzystałam:)
Najbardziej popularna ulica handlowa miasta już od dawna pozostawia wiele do życzenia, a jej lata świetności minęły chyba bezpowrotnie, 
ale z uwagi na to, że jest niedaleko mojej pracy, to podjechałam właśnie na Oxford Street, by mieć wszystko w jednym miejscu.
Nie musiałam biegać od sklepu do sklepu, bo to już prawdziwa strata czasu, tylko zajrzałam pod swoje stałe adresy. 
Wczesna godzina uchroniła mnie przed weekendową falą zakupocholików, dla których bieganie między regałami jest formą relaksu.
Z perspektywy czasu uważam, że była to dobra decyzja i, co najważniejsze... skuteczna, ponieważ już wiem,  co, gdzie, kiedy,  a i do domu
nie wróciłam z pustą torbą...
Zasłużyłam na odpoczynek, dlatego reszta weekendu była prawdziwie relaksacyjna:)







17 listopada 2013

Coś od... Marka Niedźwieckiego

Słowo na niedzielę (53)

"W domu wskakuję w crocksy, T-shirt i ciuchy piżamowe.
Dlatego też nie otwieram nikomu, chyba, że jestem umówiony (...)
Bywa, że  przez dzień, dwa mam wyłączony telefon.
Kiedyś kolega zapytał mnie: Jak to możliwe, że miałeś wyłączoną komórkę, przecież w tym czasie mógł zadzwonić do Ciebie najważniejszy telefon życia?
Ja odpowiedziałem mu: Ale ja na taki nie czekam..."





14 listopada 2013

Pół na pół


Jutro mam tzw: "Half day shopping", czyli zgodnie z miłym gestem mojej firmy, będę pracowała tylko połowę dnia, a zostanie mi zapłacone za cały, a co! 
Dostajemy taki prezent raz w roku, byśmy i my ludzie z obsługi klienta, mogli być obsłużonymi:) A tak na poważnie to jest to po prostu czas wolny, którego chyba jeszcze nikt z moich znajomych nie wykorzystał na zakupy:) 
Biorąc pod uwagę to, że pracuje ze mną około czterdzieści osób i ten "połówkowy prezent" może wziąć tylko jedna osoba dziennie, to nie dziwne, że trzeba zacząć to wcześniej wprowadzać w życie. 
Ja znów mam szczęście, że ten dzień wypadł mi akurat w piątek, a nie w środku tygodnia, dzięki temu mój weekend zacznie się jutro już o godz. 10 rano - czego chcieć więcej?
W tym pozytywnym nastroju, pozdrawiam Was muzycznie - utworem Ewy Demarczyk - "Rebeka", w wykonaniu naszej polskiej
Amy Winehouse, czyli Mai Kleszcz, której piosenek słucham ostatnio non stop, bo krótko mówiąc, jest w tym swoim śpiewaniu po
prostu świetna!!!
Sami posłuchajcie...



Miłego dnia!




12 listopada 2013

Warto zobaczyć


Przedwczoraj obejrzałam w kinie najnowszy film Paula Greengrassa - "Kapitan Phillips".
Ten brytyjski reżyser i scenarzysta, znany jest w Polsce z takich filmów jak "Krwawa niedziela", "Lot 93" oraz "Ultimatum..." i "Krucjata Bourne'a". 
Tym razem pokazuje nam, opartą na faktach historię ataku somalijskich piratów na amerykański kontenerowiec - Maersk Alabama, do którego doszło w 2009 roku i o której na pewno słyszeliście w "Wiadomościach".
Tom Hanks w roli kapitana Phillipsa jest tak przekonujący, że nie wyobrażam sobie,  by po ceremonii oscarowej wrócił do domu bez żadnej statuetki, a ostatnia scena to już w ogóle aktorski majstersztyk...
Sam film jest niesamowicie wciągający i aż trudno uwierzyć, że trwa ponad dwie godziny, bo mija jak pół:)
Nic już więcej nie powiem, tylko tu i teraz zachęcam Was do jego obejrzenia, ponieważ jest z tych, co głęboko zapadają w pamięć...
Od ostatniego piątku grany jest już w polskich kinach, więc wybierzcie się koniecznie!





11 listopada 2013

Ku pamięci

Dziś "Dzień Pamięci", znany tutaj także jako Armistice Day, poświęcony wszystkim, którzy polegli na froncie...
Z tej okazji nie mamy jednak dnia wolnego od pracy... jak w Polsce, ale umownie, o godz. 11 wstrzymany zostanie ruch, by przez dwie minuty ciszy wspomnieć zasłużonych dla tego kraju.


Czerwony mak jako symbol pamięci "zaadoptowany" został od amerykańskiej grupy weteranów I wojny światowej, a w Anglii używany jest 
od 1920 roku. Właśnie od niego ten dzień nazywany jest również "Poppy Day".
Materiałowy kwiatek noszony jest solidarnie w ubraniach około tygodnia przed aż do 11 listopada włącznie i dedykowany jest Brytyjskim Oddziałom Wojsk Królewskich, a kwota z ich sprzedaży, stanowi finansowe wsparcie dla byłych i obecnych pracowników angielskiego wojska.
Udanego dnia wolnego Rodacy, a ja... do pracy!






10 listopada 2013

Coś od... Zofii Turowskiej

Słowo na niedzielę (52)

"Fotografowanie jest przygodą, ale przygodą niełatwą.
Przyjemność w tym, że jest zajęciem trochę sentymentalnym, bo zdjęcie jest zwykle uchwyceniem ułamka sekundy i patrząc na nie wiemy, że chwila na nim przedstawiona już minęła, że oglądamy przeszłość, która już nie istnieje..."





8 listopada 2013

Dzieciom w potrzebie


15 listopada to data znana na Wyspach równie dobrze jak 14 lutego, czy 25 grudnia. 
Tego dnia wszystko, co dzieje się wokół ma na uwadze dobro dzieci. Fundację "Children in Need" wspiera również firma, 
w której pracuję i w tym roku także jesteśmy gotowi nieść pomoc, do tego jeszcze przed umownym terminem:)


Włączyliśmy się dokładnie tydzień temu, a od dziś, poza finansowym wsparciem oferujemy w ramach akcji... "Tydzień bez makijażu". 
W związku z powyższym, jedyne co żeńska część zespołu będzie nosiła do połowy miesiąca, to namalowany solidarnie odcisk stopy misia
na policzku...


Dlaczego akurat misia? Ponieważ jak powszechnie wiadomo jest ulubioną przytulanką każdego dziecka, dlatego nic dziwnego, że właśnie żółty misiek jest znakiem rozpoznawczym fundacji "Children in Need", a jego odcisk firmuje tegoroczną akcję "Go BearFaced". 
Dla mnie dzień bez makijażu nie jest dniem straconym i spokojnie mogę wyjść bez niego na ulicę, ale dla niektórych moich koleżanek w pracy,
to prawdziwe poświęcenie i przeżywały już od kilku dni jak to bez niego będą się pokazywać ludziom.
Sądząc po ilości malowideł, których używają, to można przypuszczać, że metamorfoza będzie dostrzegalna gołym okiem i zmienią się nie
do poznania... Tak, czy inaczej uważam, że to świetny pomysł!
Wszystko jest po coś, a przy okazji i skóra skorzysta i zaczerpnie trochę powietrza:)
Spokojnego weekendu - dłuższego na dodatek, szczęściarze...





7 listopada 2013

Z życia wzięte...


Byłam wczoraj świadkiem rozmowy dwóch kolegów z pracy i ta przypadkowo zasłyszana konwersacja pokazuje z kim przyszło mi pracować... niestety.
Przytaczam poniżej fragment, który popsuł mi humor i zagotował krew w żyłach...

Kolega nr 1 do kolegi nr 2:
- Podobają Ci się moje buty?
Kolega nr 2 rzucając okiem powierzchownie pyta:
- A ile kosztowały?
- 40 funtów...
- Aaa, to moje 160!
I wyszedł... 

Ręce już dawno mi opadły, szczęka też, ale krew wciąż buzuje...




5 listopada 2013

Angielskie fajerwerki



W związku z obchodami udaremnienia zamachu na Parlament w 1605 roku, zgodnie z tradycją, dokładnie 5 listopada niebo nad miastem rozbłyska mnóstwem kolorowych fajerwerków jak na Bonfire Night przystało.


Kilka lat temu, akurat podczas takiej fajerwerkowej nocy lądowałam, wracając z Polski i wierzcie mi, że widok miasta był nieziemski...
W tym roku nie będę oglądała ich ani z nieba, ani z ziemi, ponieważ muszę zostać dłużej w pracy, ale w zależności od dzielnic miasta, pokazy organizowano już od początku weekendu, więc nic nie umyka, nawet siedząc w budynku...
To jedyny taki "wybuchowy okres" w trakcie wszystkich 12 miesięcy, pomijając kilka krótkich pokazów sylwestrowych, dlatego daje się wytrzymać, a już dzisiaj wieczorem wielka kulminacja...

Dla przypomnienia, polecam wpis z 6 listopada 2012 na:
 www.slowodoslowa.com/2012/11/listopadowe-fajerwerki.html

Miłego dnia!








3 listopada 2013

Coś od... Melchiora Wańkowicza

Słowo na niedzielę (51)

"Cóż znaczy cały świat, choćby najbardziej kolorowy.
Zawsze pobije go pulsowanie własnego kąta na własnej ziemi..."





2 listopada 2013

Na kogo wypadnie na tego bęc...


Jak wiecie, moja ostatnia wizyta w Polsce miała mało wakacyjny przebieg i częściej obcowałam z opieką medyczną niż z przyrodą, ale taki był
cel tej podróży. Najgorsze jest jednak to, że właśnie od lekarzy, przy okazji badania krwi, dowiedziałam się, że mam w swoim organizmie... inwazję przeciwciał, które atakują tarczycę, zamiast ją chronić - jak to zwykle ma miejsce u zdrowych osobników.
Nie ukrywam, że ciężko mi się oswoić z tą wiadomością, ponieważ przyszła niespodziewanie w poprzedni piątek i wciąż dzwoni w uszach jak wyrok.
Choroba Hashimoto, bo o niej mowa, według lekarza zostanie ze mną na zawsze, a leki, które mają złagodzić jej przebieg, będę brała już do końca życia... 
Choroba jest podstępna, ponieważ można o niej nie wiedzieć latami, źle interpretując sygnały, takie jak sucha skóra, czy zimne ręce... 
Tu ukłon w stronę pani dermatolog z Łodzi, która zleciła mi w sierpniu dodatkowe badania w tym kierunku i okazało się, że miała rację.
Mogłam sobie żyć dalej w tej nieświadomości, stosować zewnętrzne odżywki na łamliwe paznokcie i w konsekwencji doprowadzić moją tarczycę do ruiny, ale to ostatnie, piątkowe spotkanie z endokrynologiem wyjaśniło wszystko. 
W 50% przypadków jest dziedziczna, choć na chwilę obecną jeszcze nie wiem, czy sama jestem właśnie w tej połowie, czy nie i jak się okazuje, chorują na nią głównie kobiety, tylko szkoda, że na mnie wypadło... 
Początkowo żałowałam, że w ogóle zaczęłam ten marsz po gabinetach lekarskich, dokładając sobie zmartwień, zamiast spacerować z rodzinką po jesiennym lesie, ale w tym nieszczęściu zaczynam się cieszyć, że właściwa diagnoza i odpowiednie działania pomogą zapobiec większym problemom w przyszłości - przynajmniej mam taką nadzieję... 
Wciąż ją mam, myśląc, że to może jakaś pomyłka i wcale nie mnie dotyczy, szczególnie, że większość jej objawów nie pokrywa się z moimi,
ale marne to pocieszenie... I pomyśleć, że wszystko przez słabe paznokcie:(
Wystarczyło badanie krwi, bym zaczęła nowy etap w życiu, w którym tabletka będzie teraz moim pierwszym posiłkiem dnia i nie muszę dodawać, że w związku z tym "nadbagażem" dopadła mnie jesienna depresja i... poczułam się staro jak jeszcze nigdy w życiu:((

Dużo zdrowia na weekend, na jesień i na zawsze, bo jak widać bez niego ani rusz!